Ewelina Malinowska, Uratowana
sarna
Niedawno pojechałam z
rodzicami i rodzeństwem na wycieczkę rowerową. Było bardzo
ciepło. Słońce grzało bardzo mocno, a wiatru nie było wcale
czuć. Zapowiadała się więc udana wycieczka.
Wyjechaliśmy około godziny 13:00. Wycieczka zaczęła się obok
mojego domu. Po godzinie dojechaliśmy do pięknego lasu. Leżał on
mniej więcej 10 kilometrów od początku naszej wyprawy. Las był
dość długi. Miał około 3 kilometry. Gdy dojechaliśmy mniej
więcej do środka lasu, postanowiliśmy zrobić sobie przerwę.
Siedząc, usłyszeliśmy dziwne hałasy dobiegające z głębi lasu.
Był to początek niezapomnianych wrażeń. Okazało się, że szum w
lesie spowodowały dwie małe sarenki. Były one dość płochliwe.
Jednak po chwili podeszły bliżej i wyglądały, jakby chciały nam
coś pokazać. Wstaliśmy i poszliśmy za sarnami. Zobaczyliśmy, że
doprowadziły nas do trzeciej, jeszcze mniejszej sarny, która
nadziała się na drut. Nie mogła wyjść, bo drut wbił jej się dość
mocno w nogę. Podeszliśmy bliżej, nie wyglądało to zbyt dobrze.
Z jednej strony chcieliśmy jej pomóc, lecz z drugiej strony
wiedzieliśmy, że nasza pomoc może czasami źle się skończyć.
Przecież nie wiedzieliśmy, jak zareaguje sarna. Nagle wpadliśmy
na pomysł, że zadzwonimy do leśniczego. Ten od razu, gdy
usłyszał co się stało, przyjechał na miejsce.
- Drut utknął w nodze sarny - powiedzieliśmy
- Zaraz zobaczę, co da się zrobić - odparł leśniczy.
Leśniczy powoli wyjął drut z nóżki sarny i powiedział:
- Zabiorę ją ze sobą do weterynarza, żeby opatrzył jej tę ranę
na nodze.
- Dobrze - odparliśmy.
Po tej
przygodzie pojechaliśmy dalej. Przejechaliśmy jeszcze jakieś 15
kilometrów i wróciliśmy do domu. Następnego dnia pojechaliśmy do
leśniczego spytać się, co z sarną. Okazało się, że noga została
opatrzona i sarenka za kilka dni będzie mogła znów wrócić do
lasu.