W pewnym małym miasteczku, nad
rzeczką, mieszkało w skromnym domku szczęśliwe małżeństwo. Marzyli o
dziecku, o małej, płaczącej, hałaśliwej, bezbronnej i śmiesznej
istotce w pampersie. Jak co roku, przygotowywali się na Wigilię.
Gotowali już ostatnie potrawy, przystrajali wigilijny stół, wkładali
pod obrus sianko, ozdabiali kokardkami prezenty. Nic nadzwyczajnego,
totalna, nudna klasyka, jak co roku.
Potem pięknie się ubrali i rozpoczęli uroczystą kolację. Odmówili
modlitwę, przeczytali fragment Biblii o narodzinach małego Jezuska i
zaczęli dzielić się opłatkiem, życząc sobie, by ten rok był jeszcze
wspanialszy niż poprzedni, wielu sił, cierpliwości, zrozumienia i
przede wszystkim dziecka. Po prostu spełnienia ich marzeń.
Podczas wieczerzy rozmawiali o tym, jak wielkie byłoby dla nich
święto, gdyby udało się Marcie zajść w ciążę. Śmiali się, że chyba
nawet większe niż to Boże Narodzenie. I tak mijała im Wigilia w
spokoju, przy kominku, na rozmowie i jedzeniu pierogów, które
zresztą oboje uwielbiali.
Rano jako pierwszy obudził się Łukasz. Ubrał szlafrok i poszedł do
kuchni zrobić sobie kawę. Wyjrzał przez okno i zobaczył dużo śniegu!
Był zdziwiony, że tyle zdążyło napadać przez noc. Przypomniał sobie,
jak był młody i zawsze w pierwszy śnieg obrzucał się z Martą
śnieżkami. Przez moment zastanawiał się, dlaczego i kiedy przestał
tak robić. Była to w końcu wspaniała, mokra, lekko niebezpieczna i
zadziorna zabawa.
Pobiegł więc do Marty, rzucił się na łóżko i wyjętymi wcześniej z
szuflady skarpetkami obudził żonę, rzucając nimi prosto na nią.
Zaspana, kompletnie nie wiedząca, co się właśnie stało Marta usiadła
na łóżku, pilnie przyglądając się Łukaszowi. Uwielbiał, gdy tak na
niego patrzyła, miną mówiącą: ,,serio Łukasz, serio, aż tak ci
odwala już na starość’’?! Uwielbiał ją denerwował i drażnić. Był w
tym naprawdę mistrzem. W końcu, rzucając ostatnią parą skarpet,
powiedział: ,,Wstawaj księżniczko, zaraz ci śnieżkami zrzucę tę
poważną minę z twarzy.” I zaczął uciekać, bo wiedział, że zacznie go
gonić. Gdy już go dogoniła, rozbawieni swoją dziecinną naturą
postanowili wyjść na dwór. Oczywiście, jak na dorosłych przystało,
postanowili dokładnie, odpowiednio, nie zapominając nawet o szaliku
i czapce, wcześniej się ubrać. Naturalnie wszystko to robiąc na
wyścigi, w końcu, kto pierwszy na dworze, ten ma lepszą bazę,
logiczne.
A kiedy otworzyli drzwi, nagle oprócz śniegu zobaczyli w ten piękny
bożonarodzeniowy poranek różowy, dziecięcy wózek. Marta aż
krzyknęła. Wskoczyła z wytrzeszczonymi oczami na Łukasza, który
również był w szoku.
- Co to jest? – zapytała po cichu Marta. - Czy to…too, o czym
jaa…my…ślę? Łukasz?? Wtedy podszedł do wózka i cały blady, z oczami
pełnymi łez z niedowierzania, tętnem trzy razy większym niż
sportowiec, który właśnie pobił rekord świata i jest na mecie,
drżącymi rękami wyjął dziecko. Małego szkraba, słodkiego, różowego
jak truskawka, najpiękniejszego, jakiego w życiu widzieli. Przez
chwilę przyglądali mu się. Nagle dziecko zaczęło płakać. Ocknęli się
szybko i pobiegli z wózkiem do domu.
- Co teraz? Łukasz, co mamy robić!? – pytała wstrząśnięta Marta. –
Trzeba dać mu mleka - ciągnęła znów Marta.
- Ale dziś żaden sklep nie jest otwarty. Gdzie ja znajdę mleko
dla niemowlaka? – mówił zatroskany. –Nawet nasi sąsiedzi, nikt, kogo
znam w mieście, nie ma tak małego dziecka.
Łukasz postanowił wyjść i poszukać czegoś. Chodził od domu do domu,
a noworodek tymczasem, zmęczony płaczem, zasnął. A Marta zaraz po
nim, oparta o wózek, zmęczona emocjami. Z uśmiechem większym nawet,
niż wtedy, gdy była mała i znajdowała prezenty pod choinką. A gdy
wszedł Łukasz z mlekiem, które zdobył od swojego kuzyna, zobaczył
żonę śpiącą z dzieckiem. Wzruszył się i wyszeptał pod nosem:
Dziękuję, dziękuję, że ich mam. To moje największe, niezasłużone
szczęście. Obiecuję, że będę ich chronił, żeby każdego dnia byli
tacy szczęśliwi jak dziś. I położył głowę na kolanach żony,
trzymając jedną ręką wózek.
Pamiętajmy, Boże Narodzenie jest darem, najwspanialszym dniem w
roku, który zawsze jest magiczny na swój wyjątkowy sposób. Nie
zamykajmy drzwi, gdy zdarzy nam się taki cud.