Otula mnie liści szmer,
odgłosy lasu, ptaków śpiewanie.
I nagle z kojącego zacisza wyrywa mnie
nie cisza – hałas, piły warkot.
Idę w stronę harmideru
i widzę drzewo.
Ścięte, przepełnione smutkiem,
pozbawione życia drzewo.
Przemawiam więc do nich:
„Ach, wstydźcie się zbrodniarze.
Naszej panny – Ziemi płuca odbieracie.
Płuca, którymi się z nami dzieli,
a wy nieszczęśnicy je wycinacie.
Szacunku za grosz do niej nie macie.
Surowce wiadomo są nam potrzebne,
ale pomyślcie, jak nam będzie,
gdy dla Ziemi ratunku już nie będzie."
„Cień śmierci”
Śmierci cień śledzi mnie.
Bezszelestnie porusza się za mną.
Czuję jego oddech na karku.
Gdy się obracam, nic nie widzę,
ale, gdy idę dalej, czuję to.
Czuję zapach śmierci.
„Ludzie”
Ludzie. Ludzie.
Oni wielbią się,
po to, żeby się pokłócić.
A kłócą się,
by móc wybaczyć.
Czym świat byłby bez kłótni?
Czym świat byłby bez wybaczenia?
Wieczną wojną...
„Niczym feniks”
Często wypalam się
jak feniks.
Moją pozostałością jest kupka popiołu
tak jak feniksa.
Wypalam się i zostaje ze mnie popiół,
by odrodzić się z siłą jak feniks.
„Życie”
Ach żywocie mój marny,
czemuś z miłości mej robisz sobie żarty?
Ach żywocie mój nieszczęśliwy,
czemuś serce me łamiesz jak zapałkę,
jak wiatr gałęzie drzew?
Czemuś bawisz się nim
jak najwspanialszą zabawką?
Ach czemu...
„Bitwa”
Wchodzę tam i mówię mu:
„Ty albo ja”.
Zaczyna się bitwa.
Porażka skazana na mnie,
ale walczę do ostatniego tchu.
Los uderza we mnie,
lecz sprzeciwiam się
i przechytrzam go.
Następuje śmierć jednego z nas.
Nie mnie.