Nicola Sosnowska
„Niezwykły świąteczny przyjaciel”
Jak zwykle siedziałam w swoim pokoju, szkicując psa, bardzo lubię te zwierzęta. Za oknem mocno prószył śnieg, co było dziwne, ponieważ w Polsce od paru lat było go jak na lekarstwo. Nagle do pokoju weszła moja mama, przestałam rysować, by na spokojnie wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. Spytała mnie, czy nie pójdziemy na leśny spacer, a ja głupia się zgodziłam. Ale czy ta decyzja na pewno była zła?
Mieszkam w województwie kujawsko-pomorskim, w Więcborku, dlatego droga do naszego ulubionego lasu w Runowie Krajeńskim zajęła nam około pięciu minut jazdy samochodem. Gdy jechałyśmy, przypomniało mi się, że nie wzięłam lornetki, by w razie zauważenia w oddali zwierzęcia móc je zobaczyć dokładniej, więc powiedziałam to mojej mamie. Na szczęście ona wzięła swoją.
Wysiadając
z
samochodu, poczułam cudowny zapach lasu. Po chwili spaceru
usłyszałyśmy dziwny dźwięk. Mama cicho powiedziała, żebym się
zatrzymała i pobiegła, gdy krzyknie. Trochę się wystraszyłam,
ale matka szła dzielnie z gazem pieprzowym, aby w razie
zagrożenia się obronić. Nagle zawołała mnie do siebie. To, co
zobaczyłam, zadziwiło mnie. W krzakach leżał dorosły pies. Był
to kundelek z krótką, brązową sierścią. Zaniosłyśmy psa do
samochodu, całe szczęście samochód stał dość blisko, a psina
była łagodna i lekka.
Pojechałyśmy do zaufanego weterynarza w Więcborku, pana Zamojskiego, który leczył kiedyś mojego kota. Po wizycie okazało się, że pies ma skręconą łapkę i jest wygłodzony. Wykupiłyśmy psu wyznaczone leki i wróciłyśmy do domu. Mamusia dała psu jedzenie, a mi się nudziło, więc postanowiłam obejrzeć jakiś film w telewizji. Znalazłam ciekawy film, ale po chwili włączyły się reklamy. Czekałam cierpliwie, lecz gdy pojawiła się świąteczna reklama, nie wytrzymałam i wyłączyłam telewizor. Rozumiałam, iż zostały dwa dni do Bożego Narodzenia, lecz od czasu, kiedy pięć lat temu w Wigilię Bożego Narodzenia mój tata zmarł na białaczkę, nie lubiłam świąt, a nawet można powiedzieć, że ich nienawidziłam. To właśnie jutro przypadała ta rocznica. Zasmucona poszłam do pokoju. Gdy wyciągnęłam moje ołówki i szkicownik, poczułam, że moją rękę dotyka mokry nosek. Przyszedł do mnie piesek. Pomyślałam, jakie nadać mu imię. Wybrałam imię Snowy, bo w dniu, w którym go znalazłam, padał śnieg. Kiedy wypowiedziałam je, psinka radośnie się pokręciła. Chyba mu się spodobało. Było już późno, więc umyłam się i poszłam spać. Kiedy się obudziłam, wzięłam prysznic, ubrałam moją ulubioną sukienkę, zjadłam kanapkę z szynką i poszłam na cmentarz do taty. Pomodliłam się, posiedziałam godzinę i wróciłam do domu. Przebrałam się w wygodne ubrania i postanowiłam pomóc mamie w przygotowaniu jedzenia. Gdy skończyłyśmy, była godzina piętnasta. Matka nigdy nie robiła obiadu w Wigilię, więc postanowiłam odgrzać sobie wczorajszą zupę ogórkową. Do kolacji czas zleciał mi na rysowaniu i bawieniu się z psem. Gdy pojawiła się pierwsza gwiazdka, przeczytałam fragment Ewangelii, a potem podzieliłyśmy się opłatkiem i zasiadłyśmy do kolacji. Na stole było dwanaście potraw. Jak nakazywała tradycja, posmakowałam każdej, ale najbardziej smakował mi barszcz z uszkami oraz pierogi z kapustą. Po zjedzeniu kolacji otworzyłyśmy prezenty. Kupiłam mamie srebrne kolczyki, czekoladę i kulę śnieżną, a ja dostałam książkę, kolorowe skarpetki, nowy zestaw ołówków, czekoladę oraz mandarynki. Bardzo się ucieszyłam. Po posprzątaniu i kąpieli położyłam się spać, jednak nie mogłam zasnąć. Mama już spała, więc nie miałam co robić, bo nie chciałam hałasować. Wtedy przyszedł do mnie Snowy i przemówił ludzkim głosem. Zdziwiłam i przestraszyłam się. Nie minęła chwila i zrozumiałam, o co chodzi – przecież była Wigilia i wybiła północ.
- Dziękuję, że mnie uratowałaś. Jestem psem Gwiazdora. Zgubiłem się, gdy byłem z nim na spacerze. Wczoraj w nocy przyszedłem do niego, by go poinformować, że wszystko w porządku. Czy mógłbym wrócić jakoś do mojego pana? - zapytał piesek.
- Tak, postaram się to jutro załatwić – odparłam.
Porozmawiałam z nim jeszcze chwilę, po czym udało mi się zasnąć. Nazajutrz powiedziałam mamie, iż trzeba by rozwiesić plakaty o znalezieniu psa. Posłała mnie do drukarni, dlatego od razu wsiadłam na rower i pojechałam. Po obiedzie wyszłyśmy je rozwieszać. Jeszcze tego samego dnia przybył Gwiazdor, aby odebrać psa. Serdecznie mi podziękował za uratowanie jego pupila.
Edyta skończyła pisać i zamknęła pamiętnik.
Od tego czasu dziewczynka polubiła święta. Co prawda nadal pamiętała o smutnym wydarzeniu sprzed kilku lat, lecz starała się przeżywać te chwile radośnie, ponieważ wiedziała, iż jej tata chciałby, by zawsze była wesoła. Nigdy nikomu nie powiedziała o magicznych wydarzeniach, tworząc słodką tajemnicę. Co jakiś czas spotykała się z Gwiazdorem, by zobaczyć się ze Snowym.