Był ciepły, letni dzień, jak co dzień. Spokojnie szłam na
autobus, aby wrócić ze szkoły. Weszłam do autokaru i zajęłam miejsce.
Pojazd ruszył. Naprzeciwko mnie siedział starszy pan. Jego twarz
pokrywały fale zmarszczek, a głowę siwe włosy. Był ubrany w białą
koszulę z krótkim rękawem oraz eleganckie, karmelowe, długie spodnie.
Mamrotał cicho:
– Pewnie nie zdążę już jej dziś odwiedzić...
– A gdzie pan jedzie? Mogę sprawdzić, czy pan zdąży
– postanowiłam pomóc.
– Naprawdę może Pani to zrobić? Jadę do Szpitala
Uniwersyteckiego imienia Antoniego Jurasza w Bydgoszczy do córki,
która miała poważny wypadek.
Sięgnęłam po telefon.
– Ma pan jeszcze czas do osiemnastej - oznajmiłam.
– Bardzo dziękuję – powiedział z wdzięcznością. -
Moja córka jechała wczoraj z wnuczkiem, by zawieźć go do przedszkola i
jakiś wariat w nich wjechał. Wnuczkowi nic się nie stało, ale Maria ma
wstrząśnienie mózgu, stłuczone żebra oraz złamane nogi.
– Bardzo mi przykro – odpowiedziałam, domyślając
się, że Maria jest jego córką.
Napisałam do mamy, iż przyjadę trochę później, bo muszę komuś pomóc.
– Wie pan co? Byłam w tym szpitalu kilka razy, więc
jeśli pan chce, mogę z panem tam iść – rzekłam.
– Och, byłbym pani bardzo wdzięczny – serdecznie
odparł.
Wyciągnęłam do niego rękę.
– Mam na imię Kasia.
– Kazimierz – oddał uścisk.
Jechaliśmy jeszcze pół godziny, rozmawiając. Wysiedliśmy kawałek od
szpitala. Poprowadziłam Kazimierza do odpowiednich drzwi. Dobrze
znałam to miejsce. Gdy byłam mała, często chorowałam.
– Tu musi pan wejść, później poprowadzą pana
pielęgniarki - oznajmiłam.
– To ty Kasiu nie idziesz ze mną? - spytał rozżalony
Kazimierz
– Jeśli pan nalega, mogę iść.
Gdy podeszliśmy do recepcji spytać o numer sali, recepcjonistka
powiedziała:
– Może wejść tylko rodzina. Pan Kazimierz na szybko wymyślił:
– To moja siostrzenica.
Pani nie wyłapała podstępu. Następnie weszliśmy do odpowiedniego
pokoju. Maria podziękowała mi za pomoc jej ojcu.
Od tego
wydarzenia minęło parę lat, a z panem Kazimierzem nadal utrzymuję
kontakt. Traktujemy siebie jak rodzinę. Często pomagam mu w zakupach,
a on zaprasza mnie na herbatki.