Wiosna delikatnie dźwigała obumarłe trawy, które uciekały spod mych
stóp. Wiedziona świergotem ptaków, swoistą symfonią dla mych uszu,
podążałam umówiona na spotkanie w prastarym parku. Drzewostan
skrywał ocean tajemnic. Spod wijącego się bluszczu wyłaniał się
sędziwy dąb szypułkowy. Ciemnozielone liście skrupulatnie chowały
interesujące historie, które dziś chciałam delikatnie odsłonić.
Galeria cisów, olch, brzóz, grabów, jesionów, topoli, płaczących
wierzb stroiła się przede mną, ukazując swą kilkusetletnią
dostojność i magiczny urok.
Nagle zza jesionu wyłoniła się tajemnicza postać. Starszy człowiek
podążał w moją stronę.
- Laila?- zapytał, podając mi spracowaną dłoń, ze zgrubiałą, pokrytą
plamami skórą.
- Tak, to zapewne z panem umówiłam się na niecodzienną lekcję
historii - rzekłam uradowana, a uśmiech na mych ustach wywołał
promienie szczęścia w oczach staruszka.
Ruszyliśmy w stronę wysepki. Według mnie, miała kształt trapezu.
Porośnięta trawą, drzewami stanowiła idealne tło dla zamku, który
kiedyś wzniósł tu Sławbor. Sędziwy starzec malował w mojej wyobraźni
wielki dwór obronny, który wznosił się tu od połowy XV wieku.
Unosiłam wzrok wysoko, by dorysować do ruin piętrową budowlę z
czerwonej cegły wzniesioną na planie prostokąta. Najbardziej
okazała, według mnie, musiała być ośmioboczna baszta, która
wystrzeliwała w górę od północy. Kolisty korytarz i kręte schody
codziennie wodziły kolejno przewijających się i znikających w biegu
historii członków rodziny Orzelskich czy Koczorowskich.
- Gdyby nie najazd szwedzki, pewnie do dziś moglibyśmy stąpać po
skrzypiących stopniach, wdychać szerokimi nozdrzami przeszłość i
smakować tajemnicze historie - westchnął staruszek, a łza delikatnie
spływała mu po krętych bruzdach policzka.
Było mi żal rozmówcy. Widziałam, jak bardzo tęskni za
przeszłością . W jego oczach malowały się różne uczucia, a ja nie
potrafiłam mu pomóc. Chciałam go przytulić albo chociaż ścisnąć
dłoń, ale jakaś blokada nie pozwalała mi na wykonanie ruchu.
Stałam oniemiała i bezradna. Prawą ręką kurczowo wykrzywiałam kciuk.
Ta złowroga cisza paraliżowała moje
myśli.
- Kiedyś była tu fosa. Z rzeki Orla napływała woda, by chronić
mury przed niechcianymi gośćmi - dodał już lekkim głosem, ze swoistą
dumą w tonie, budząc moje wyobrażenia głębokiego błękitu wokół
szacownej warowni
.
- Do dziś zachowała się rządcówka i ogólne zarysy orzelskiego
folwarku oraz gotycki kościół. Niestety, wszystko niszczeje. Swą
nadzieję na odbudowane przeszłości pokładam w takich osobach
jak ty - dodał, kiwając znacząco głową . -Abyście nie zapomnieli,
skąd nazwa miejscowości i rzeki. Orle czyni Was spadkobiercami
przeszłości . Nie zrównajcie tego z ziemią .
Potakując głową, zapewniałam, że nigdy nie zapomnę tej
szczególnej lekcji życia. Byłam wdzięczna za serce, które ten
człowiek położył na swej dłoni i mi przekazał. Serce pulsujące
historią , które ma żyć we mnie .