Po tym, jak Zeus skazał
Prometeusza na dożywotnie cierpienie na ścianach Kaukazu, nic się
nie zmieniło. Nie chciał wyznać, że jest winny. Dobroczyńca ludzi
liczył na pomoc. Nagle zauważył dziwne zjawisko na niebie. Oślepił
go niezwykły blask. Prometeusz znalazł się w niecodziennym dla niego
miejscu. Otaczały go budynki oraz rzeczy, o których nie śniło się
nawet bogom. Były tam drogi, samochody i inne przedziwne pojazdy...
Twórca człowieka zrozumiał, że przeniósł się w czasie. Nie mylił
się. Na szczęście nie wyróżniał się z tłumu. Był wielkości
człowieka. Wtopił się w tłum i przez kilka następnych dni
podziwiał jak jego ziemskie dzieci rozwinęły się od czasu
podarowania im ognia. Im jednak więcej się przyglądał życiu
ludzkiemu, zauważał, że nie do końca dbają o ten świat. Zmartwił
się, iż człowiek wykorzystuje ogień do złych celów, zaśmieca
środowisko oraz wyrządza sobie i innym wiele krzywd.
Prometeusz postanowił przemówić do swoich dzieci.
Chwilę po tej myśli stał się potężny. Był tak wielki, że widział go
cały świat, nad którym się uniósł. Głową sięgał ponad chmury. Każdy
człowiek zauważył boga. Najpierw nie wiedzieli, kim jest ogromna
postać, ale ten po chwili przedstawił się jako Prometeusz. Bóg
dobroczyńca wykrzyczał na cały świat:
- Zrobiłem dla was wszystko! Stworzyłem was z gliny i własnych łez,
dałem się za was przykuć do Kaukazu, podarowałem ogień, by było wam
ciepło i dobrze, a wy się tak odwdzięczacie?! Sami niszczycie siebie
i swoją planetę. Palicie lasy, śmiecicie, zabijacie zwierzęta,
toczycie wojny.
Po tych słowach Prometeusz wybuchł wielkim płaczem. Na Ziemię spadł
deszcz, jakiego ludzie nigdy dotąd nie widzieli. Stali w osłupieniu.
Po tym zdarzeniu nadleciał ogromny jastrząb. Nie po to, by
zaatakować buntownika bogów, ale by go zabrać na górę Olimp. Bogowie
zrozumieli, jaki jest dobry i postanowili mu wybaczyć.