Planeta Szkoła Mrocza



 Natalia Nagórska
 “Najlepszy prezent”

    Od dzieciństwa moją ulubioną porą roku była zima. Kochałam to uczucie podczas odliczania do Świąt Bożego Narodzenia, gdy wiedziałam, że niedługo znowu będę mogła spędzić czas ze swoimi bliskimi. Zostałam wychowana skromnie. Nie miałam żadnej willi ani nie dostawałam nie wiadomo jak drogich prezentów. Mój pierwszy telefon dostałam w wieku 10 lat, bo dopiero wtedy moja mama miała na to pieniądze. W zamian za to dostałam coś piękniejszego - umiejętność dostrzegania piękna w małych rzeczach.

    Był 22 grudnia 2017 roku, ostatni dzień szkoły przed świąteczną przerwą. Właśnie wracałam z Wigilii klasowej. Czułam już ten zimowy klimat. Na dworze śnieg padał jak szalony, wszystko wokół mnie było białe, nawet Maks - kot sąsiadki. Bardzo się cieszyłam, że wracam do mojego domu, w którym aromaty zimowych potraw czuć było z daleka.
Gdy przekroczyłam próg domu, mama mnie uściskała i zaczęła zasypywać pytaniami o szkole. Kochałam ją za to, że tak bardzo się o mnie troszczyła pomimo mojego wieku. W końcu za trzy dni miałam być pełnoletnia. Po odrobieniu lekcji zaczęłam pomagać mamie i właśnie tak zleciał mi tamten dzień oraz kolejny.
     Gdy obudziłam się w ten cudowny poranek, od razu wstałam, żeby go nie marnować. Cudowny zapach barszczu, który mama przygotowywała na kolację, czuć było w całym domu. Panujący chaos był tym typowym wigilijnym chaosem. Babcia z mamą gotowały setki różnych potraw, dziadek siedział przy telewizorze i szukał idealnego programu z kolędami. A tata.. Właśnie, w domu nie było taty.
- Mamo! Gdzie jest tata? - zapytałam przerażona. Przecież za parę godzin mieliśmy zacząć Wigilie, a w domu nie było taty.
- Emilko, zapomniałam ci powiedzieć. Tata dostał nagłe wezwanie i nie będzie go dzisiaj z nami - odpowiedziała mama.
    Na świętach bożonarodzeniowych nie miało być tak ważnego członka mojej rodziny. To już nie będzie to samo. Przerażona wbiegłam z powrotem do pokoju. Dla niektórych byłoby to nic ważnego, lecz mnie to bardzo zraniło. Do kolacji siedziałam sama w pokoju. Nie miałam ochoty iść do reszty. Nie czułam już tego, co wcześniej, lecz wiedziałam, że będę musiała tam wyjść. Wigilia była dla mnie ważnym dniem, dlatego brak jednego członka rodziny był dla mnie tak bardzo smutny. Wchodząc do jadalni, widziałam, że wszystko było już na swoim miejscu. Wszelkie potrawy własnoręcznie przygotowane przez moją mamę i babcię zostały ładnie ułożone na przeróżnych talerzach. Wszystko było tak jak zawsze, oprócz mojego taty. Tylko jego tam brakowało.
 Początek Wigilii wyglądał tak jak każdy poprzedni. Przeczytaliśmy fragment ewangelii, podzieliliśmy się opłatkiem i zasiedliśmy do stołu. Nagle w progu drzwi pojawiła się osoba, której w tamtym momencie najmniej się spodziewałam. Podczas, gdy mi odjęło mowę, odezwała się moja mama.
- Tomek? Co ty tu robisz, przecież miałeś być w pracy.
- Wiedziałem, jak ważna jest Wigilia dla naszej córki i stwierdziłem, że nie może mnie tutaj zabraknąć w tak ważnym dniu.
On zrobił to dla mnie. Wrócił wcześniej z pracy, żeby mnie uszczęśliwić. Podbiegłam do niego i się przytuliłam do jego ciała całą siłą.
      Gdy każdy skończył jeść, a pierwsza gwiazdka pojawiła się na niebie, nastąpił czas na prezenty. Nie spodziewałam się niczego ogromnego, bo nasza rodzina była biedniejsza, a prezenty skromne, lecz to, co podarował mi tata, przerosło moje oczekiwania. Dostałam od niego dziennik. Dziennik z 216 rozdziałami zapisanymi samodzielnie przez mojego tatę. 18 lat mojego życia, każdy miesiąc opisany w jednym rozdziale. Ten prezent był drugim najwspanialszym prezentem, który dostałam w życiu. Bo pierwszym była moja rodzina i za żadną cenę bym jej nie oddała.