Amelia
Klimek
„Lot balonem”
Pewnej październikowej soboty
pracowałam z rodzicami w ogródku. Od samego rana tata zarządził
jesienne porządki: grabienie liści, zbieranie orzechów,
wykopywanie selera. Nie jest to mój ulubiony sposób na spędzanie
wolnego czasu, ale nie było wyjścia. Rodzicom trzeba pomóc. Na
szczęście było bardzo ciepło i słonecznie. Podczas grabienia
ostatnich liści usłyszałam podekscytowany głos taty:
- Patrzcie! Patrzcie! Balon leci!
- Balon to balon – powiedziałam. Co w tym dziwnego? Przecież,
często uciekają dzieciom.
- Kasiu, ale spójrz! To nie jest zwykły balon! Tylko ogromny z
koszem! - odpowiedział tata.
- Rzeczywiście! Ojejku! Jaki duży! Też bym chciała takim
polecieć!
Jeszcze chwilę popatrzyłam na to
zjawisko, które jak mi się wydawało obniżyło lot, a
potem poszłam do domu. Tylko nie miałam pojęcia, gdzie podział
się tata. Zrobiłam sobie herbatę i zadzwoniłam po
moją przyjaciółkę Zosię, żeby do mnie przyszła.
Po jakiejś godzinie do domu wrócił tata i
powiedział:
- Kasiu, Zosiu ubierajcie się! Szybko! Idziemy!
- Ale dokąd? My się teraz bawimy! - odrzekłyśmy .
- Dziewczyny, nie ma czasu. Nie marudzić tylko wychodzić
!Musicie mi w czymś pomóc!
- O nie! Tato! Przecież dużo dzisiaj pomagałam -jęknęłam
niezadowolona.
Kiedy wyszłyśmy przed
dom, obie jednocześnie krzyknęłyśmy: Balon! Na naszym podwórku
wylądował ogromy , kolorowy balon. Ten sam , który wcześniej był
widoczny na niebie. Przy wielkim wiklinowym koszu stał pan z
obsługi i zapraszał nas do wejścia do środka. Gdy zajęliśmy
miejsca nagle zaczęło szumieć , buchnął ogień i powolutku
unosiliśmy się w górę. To było niesamowite! Lecieliśmy bardzo
długo ponad domami, lasem, jeziorem . Wszystko było takie
malutkie. Co chwilę dziękowałyśmy mojemu tacie za taką
niespodziankę.
To była wspaniała przygoda. Obie z Zosią byłyśmy
zachwycone! Nawet przez myśl by mi nie przeszło, że tak
pracowita sobota może zamienić się w piękną podniebną wycieczkę.