Marta Reimann
„Święta bez cioci”
Działo się to pewnego zimowego dnia. Był to
dwudziesty czwarty grudnia. Tego dnia jest Wigilia. Od rana
przygotowywaliśmy potrawy, w międzyczasie śpiewaliśmy kolędy.
Szykując potrawy, pomyślałam, że brakuje mi mojej cioci. W tym
momencie ogarnął mnie smutek. Minął rok, od kiedy nie ma jej z nami.
Była dla mnie bardzo ważną osobą. Bardzo dużo czasu z nią spędzałam.
Dochodziła godzina siedemnasta, zaczęliśmy nakrywać do stołu.
Nagle zadzwonił drzwiowy dzwonek, otworzyłam. Zobaczyłam kobietę
podobną do mojej cioci.
- Dobry wieczór - powiedziałam.
- Dobry wieczór - odpowiedziała kobieta.
- Zapraszam, niech pani wejdzie i zje z nami kolację wigilijną.
- Dziękuję za zaproszenie.
- Niech pani usiądzie.
Kobieta usiadła na miejscu mojej
cioci. Kiedy zdejmowała kurtkę i czapkę, była bardzo do niej
podobna. Jestem tego pewna, że siostra mojego taty przyszła do nas
pod postacią tej kobiety.
Przed kolacją przeczytaliśmy Pismo Święte. Zasiedliśmy do stołu i
zjedliśmy pyszne potrawy. Później zaczęliśmy śpiewać kolędy: “Cicha
noc”, “Wśród nocnej ciszy” i wiele innych.
Nadeszła chwila rozpakowywania prezentów. Wszyscy byli szczęśliwi.
Dochodziła godzina dwudziesta czwarta, poszliśmy na pasterkę. Po
pasterce przyszliśmy do domu i położyliśmy się spać.
To koniec tej
historii, to wydarzenie nauczyło mnie, że osoba, która umrze, jest z
nami cały czas i pomaga nam, jest pod inną postacią. Czujemy jej
obecność, wiemy, że z nami jest. To wydarzenie nauczyło mnie, że nie
mamy się smucić, ponieważ czujemy obecność zmarłej osoby.
Chociaż wiadomo, zostaje na zawsze pustka i czujemy smutek w sercu.