Martyna
Najdowska
„Przyśnione święta"
Nazywam się Helena Dowbor, mieszkam
niedaleko Warszawy. Mamy 1939 rok, czyli czas wojny.
Zbliżają się święta, więc z całą rodziną mamy mnóstwo pracy.
Trzeba nakarmić świnie, podać paszę kurom i wydoić krowy. Ach!
Ciekawe, jak by to było w przyszłości...
- Helka, mama mówi, że masz już przestać pisać ten pamiętnik i iść
spać, bo jutro jest dużo roboty - przerwał mi moje przemyślenia
Stefek.
- No dobrze - odpowiedziałam.
Obudziłam się w dosyć dziwnym miejscu.
Było tu pełno zabawek, białe ściany, wielkie lustro, o którym
zawsze marzyłam i nie moje, obce posłanie. Bardzo się przeraziłam,
ale uznałam, że położę się jeszcze na chwilkę i wszystko wróci do
normy.
Gdy otworzyłam znów oczy, nic się nie zmieniło. Wyszłam więc z
pokoju i moim oczom ukazał się jakże bogaty wystrój. Wszystko było
pozłacane, szare ściany, ogromne okno z widokiem na zaśnieżoną
panoramę miasta oraz kręte schody ze szklaną barierką. Na parterze
znajdowała się przepiękna kuchnia z czarnym aneksem kuchennym i
kuchenką elektryczną. Tuż obok znajdował się salon z piękną, białą
kanapą, dwoma fotelami i choinką u boku, a na ścianie wisiało
jakieś dziwne urządzenie, które mówiło o jakiejś nadchodzącej
zmianie klimatu.
Nagle usłyszałam otwierające się drzwi, a w
nich jakąś obcą kobietę.
- O Nela, już wstałaś, to dobrze! Pomożesz nam rozpakować zakupy -
oznajmiła.
- Przepraszam, ale nie wiem, o czym pani mówi. Ja mam na imię
Helena, a nie żadna Nela - oznajmiłam z kulturą, na co kobieta
zaczęła się głośno śmiać.
- Dziecko, cóż ty wymyślasz. Skąd ty się urwałaś, ten
telefon już chyba na ciebie źle działa.
- Ten co ? Telefon? Co to jest? – zapytałam.
- Paweł, ty to słyszysz? Nasze dziecko oszalało. Dobrze, że
Michałek się nie wdał w siostrę - mówiąc to, głaskała po głowie
chłopca z jakimś przedmiotem w ręku. Dziecko intensywnie się w
niego wpatrywało.
Stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam, co ze
sobą zrobić, jednak po krótkiej chwili postanowiłam się odezwać.
- Ja przepraszam, ale ja naprawdę nie wiem, o co chodzi. Mam na
imię Helena, a mój brat to nie Michał, tylko Stefan i mój tato nie
ma na imię Paweł, tylko Kazimierz.
- Tak, tak. A ja jestem święty. Oj Klaudia, co jest nie tak z tym
dzieciakiem? – powiedział mężczyzna.
- Nie wiem właśnie. Chyba dosyć długo używa telefonu, skoro
tak mówi. Neluś, źle się czujesz? - zapytała kobieta.
- Och proszę pani, nie jestem żadna Nela! Ileż razy mam powtarzać!
- odpowiedziałam już lekko zirytowana.
- Hamuj się młoda damo, nie tym tonem. Skoro nie jesteś Nela, to
opowiedz coś o sobie pani wielka Heleno - odezwał się mężczyzna.
- No więc jestem Helena Dowbor, mieszkam w małej wioseczce
niedaleko Warszawy, moi rodzice to Kazia i Kazimierz, a nie
Klaudia i Paweł. Mam brata i nie ma on na imię Michał, tylko
Stefan. Z tego, co wiem, mamy rok 1939 i dziwi mnie to, iż nie
słychać żadnych wybuchów, przelatujących samolotów oraz języka
niemieckiego – odpowiedziałam.
- Paweł, sprawdź proszę, czy nic nie ubyło z barku - szepnęła
kobieta.
- Kochana, wojna była już bardzo dawno temu. Teraz mamy 2024 rok.
Ale jeśli tak, no to dobrze. I mam prośbę, nie wiem, czy w tym
twoim świecie było coś takiego jak Wigilia, ale u nas dzisiaj ona
przypada, dlatego proszę cię, nie wygaduj bzdur przy stole,
dobrze? – zapytała.
- Dobrze.
Postanowiłam udać się do pomieszczenia, w
którym wcześniej się znajdowałam. Nigdzie nie widziałam zegara,
ale przy łożu zauważyłam coś dziwnego. Chwyciłam to do dłoni i
nadusiłam przycisk. Wtedy pokazały mi się jakieś cyfry.
- Nelka, znaczy Helka, kolacja jest na 17! - krzyknął ktoś z dołu.
Spojrzałam na cyfry ponownie i wskazywały
one piętnastą. Co oznaczało, że do końca mojego czasu na
doprowadzenie się do porządku zostało dwie godziny.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej piękną sukienkę koloru
czerwonego z dołączonym do niej białym bolerkiem. Och, jakże mi
się ona podobała. Szkoda, że w naszych czasach tego nie ma.
Zbliżyłam się do lustra i stwierdziłam, że wypadałoby wziąć
prysznic. Wyruszyłam, więc na poszukiwania toalety. Gdy już ją
znalazłam, ujrzałam wannę. Postanowiłam zawołać panią Klaudię.
- Pani Klaudio!
Po chwili kobieta zjawiła się w pomieszczeniu.
- Proszę pani, chciałabym się wykąpać, tylko nie wiem, czy woda
jest ciepła, a nie umiem włączyć kraniku.
- O to się nie martw. Pójdź do swojego pokoju po ręcznik.
Ruszyłam więc do pokoiku po wskazaną rzecz.
Po pewnym czasie zakończyłam czynności toaletowe i wróciłam, by
się ubrać.
Kiedy już się przygotowałam i spojrzałam na siebie w lustrze,
poczułam się senna. Stwierdziłam więc, iż położę się na chwilę.
- Hela, otwieraj prezent, no! - usłyszałam głos brata.
- Stefek? Co ty tu robisz? Nadal jest 2024 rok?
- Co ty mówisz dziewczyno. Nie! – odpowiedział, śmiejąc się.
Wtedy już wiedziałam, że to wszystko było
wynikiem tego, iż zasnęłam podczas odpakowywania
prezentów.