Martyna
Najdowska
„Świąteczna pomoc "
Pewnego dnia przygotowywałam się
do Wigilii. Wszyscy zabierali się do pracy w domu. Mama krzątała
się w poszukiwaniu bombek.
- No, gdzie one się podziały? - mówiła do siebie.
- Mamo, a sprawdzałaś w kartonie na strychu?
- Hm, nawet o tym nie pomyślałam. Mogłabyś sprawdzić? - zapytała.
- Oczywiście, już idę. - odpowiedziałam.
Gdy ruszyłam po schodach na strych, usłyszałam jakieś szmery.
Bardzo się wystraszyłam i zwątpiłam, aby tam iść. Nagle usłyszałam
jakiś głos.
- O nie, kolejny wypadek w nowym roku. Wielkie nieba, szef mnie
zwolni - coś mówiło.
Postanowiłam odważyć się i wejść do
środka. Przeraziło mnie to, iż nikogo nie zauważyłam, mogłabym
przysiąc, że usłyszałam czyjś głos. Po chwili ujrzałam dym
unoszący się w rogu pomieszczenia. Odważnie ruszyłam, by
sprawdzić, co jest tego przyczyną.
Kiedy podeszłam do dymowiska, zobaczyłam małą istotkę. Moje
zdziwienie w tamtym momencie było nie do opisania. Nagle przybysz
odwrócił się do mnie, ukazując swoją zapłakaną twarzyczkę.
- Dlaczego płaczesz? Co się stało? - zapytałam.
- Bo...bo … popsułem wynalazek mojego szefa i teraz na pewno mnie
zwolni – szlochał.
- Jestem pewna, że cię nie zwolni, każdemu się zdarza. Może
pokażesz mi ten wynalazek, a ja postaram się pomóc ci go naprawić.
Co ty na to?
- Święta Anielko, jeśli tylko byś miała chęć, to oczywiście! -
wykrzyknął uradowany.
Ja na to tylko się zaśmiałam i zaraz pociągnął mnie on za nogawkę
spodni, by zaprowadzić mnie do celu.
- Mam na imię Buli i jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja. -
odpowiedział dumnie.
- Miło mi. Ja mam na imię Leni - odpowiedziałam.
- Przepraszam za zrobienie takiego bałaganu, ale nie miałem
zbytnio na to wpływu.
- Nic nie szkodzi.
I wtedy zobaczyłam roztrzaskane jakieś dziwne urządzenie. Nie do
końca wiedziałam, co to może być, więc zapytałam o to Bulego.
- Co to jest?
- To jest właśnie ten wynalazek.
- Hm, nie wiem, co można z tym zrobić. Postaram się coś zdziałać.
- To może od razu zabierzemy się do pracy? – zapyta
- Pewnie!
Rzuciliśmy się w poszukiwaniu śrubokrętów
i innych takich narzędzi. Pracowaliśmy bardzo ciężko do momentu,
gdy przypomniałam sobie o tym, iż moja mama miała udać się do
mojej cioci po łańcuchy choinkowe, a ja miałam poszukać bombek.
- Buli, ja zapomniałam! Miałam poszukać bombek.
- Spokojnie, spokojnie, zaraz ich poszukasz, tylko jeszcze się ze
mną pożegnasz, ponieważ skończyliśmy go naprawiać.
Stanęłam jak wryta, gdyż nie zdawałam
sobie sprawy, iż tak szybko nam pójdzie.
- No dobrze. To żegnaj Buli. Będę tęsknić – odpowiedziałam,
płacząc.
- Ja za tobą też, Leni. Trzymaj się. I nie szukaj już tych bombek,
zejdź po prostu na dół - odpowiedział i zniknął.
Czym prędzej pobiegłam na dół i zobaczyłam tam
cudnie ustrojony parter. Gdy tak się zachwycałam, do domu weszli
moja mama z tatą. Oni również byli w szoku.
- No Leni, postarałaś się - powiedział tata
- Tylko, że to nie ja. Pomagałam pomocnikowi Mikołaja naprawić
jego wynalazek. On się odwdzięczył.
- Och, ja zawsze wiedziałam, że masz bujną wyobraźnię, ale czegoś
takiego jeszcze nie słyszałam.
Tylko na nich popatrzyłam, bo wiedziałam, iż
moje tłumaczenia nic tu nie pomogą. Ale jednego byłam pewna, że
dobro zawsze powraca.