Planeta Szkoła Mrocza



Mikołaj Bednarski
"Mikołaj naprawdę istnieje”


         Pewnego zimowego wieczoru, siedziałem wraz z Oskarem nad ogniskiem i rozmawialiśmy.
- Wiesz, Mikołaj, że mój dziadek nadal wierzy w Świętego Mikołaja - powiedział Oskar.
-  Przecież twój dziadek ma już 70 lat, a nadal w niego wierzy. Dziecinne - śmiałem się.
-  A co w tym śmiesznego. Jeśli chce to niech wierzy.
- Ale w tym wieku to już raczej dziwne.
W pewnym momencie naszą rozmowę przerwał dziwny szmer z krzaków.
- Słyszałeś te dziwne dźwięki? - zapytał przestraszony Oskar.
- Ha ha ha, jeszcze powiedz, że to ten twój wymyślony Gwiazdor.
Nagle z krzaków wyszedł dziadek mojego przyjaciela. Przeraziłem się, że wszystko słyszał i będę miał kłopoty.
- Chłopcy, wiecie, że widziałem Gwiazdora - powiedział podekscytowany pan Jerzy.
- Wow, dziadek, to fajnie, ale gdzie? - zapytał Oskar.
-  A wiesz, że pod choinką. Siedział tam i układał prezenty - odpowiedział.
- Tak, jasne, a ja to elf - odpowiedziałem.
- No wyglądasz mi na takiego - powiedział śmiejąc się.
- Dobra, późno się już robi muszę wracać. Rodzice na mnie czekają - powiedziałem i chciałem już iść, nagle ktoś złapał mnie za ramię.
- Zanim pójdziesz, to zaprowadzę cię w jedno miejsce - powiedział staruszek.
- Ale jakie? - zapytałem
- Zobaczysz - powiedział i pociągnął mnie w stronę lasu.
        Gdy szliśmy tak przez ten las zauważyłem szopę, która prawię się rozpadała. Obawiałem się, że chce mnie tam zostawić.
- Teraz się skup. Zostawię Cię na chwilę i za dosłownie sekundę wrócę.
- Chce mnie Pan tak tutaj zostawić, w tej szopie?! Przecież tutaj jest ciemno, biegają szczury i inne robaki, a ja mam tu zostać.
- Chłopcze spokojnie ja zaraz wrócę - odwrócił się i wyszedł.
- Świetnie, zostałem tutaj sam, bez światła i picia - mówiłem do siebie.
- Jestem, jestem. A teraz ruszamy.
- Ale dokąd? - zapytałem
- No jak to dokąd, na Biegun Północny.
       Byłem zdziwiony, ale się nie opierałem. Podeszliśmy do bardzo dziwnych drzwi. Stanęliśmy na chwilę przed nimi, a on wyciągnął z kieszeni marchew.
- Po co nam marchewka? - zapytałem
- A po co jest marchewka? No do jedzenia - powiedział i ugryzł ją.
Wreszcie weszliśmy przez tajemnicze drzwi. Panował tam bardzo przytulny, rodzinny klimat. Spodobało mi się tam, gdyż było tam dużo domów, słodyczy i zabawek. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, iż starzec ma brodę i jest siwy.
- Od kiedy pan ma brodę? - zapytałem
- Od czasu kiedy zjadłem marchewkę.
- Nie wiedziałem, że jest zaczarowana.
- Koniec pogaduszek, robota czeka.
          Poszliśmy do jednego z kolorowych domków, który okazał się fabryką zabawek. Zastałem tam pełno maszyn różnego rodzaju. Wszystkie coś tworzyły, a przy nich pracowały elfy.
-  Jeden z elfów się nam rozchorował, więc postanowiłem, że to ty go zastąpisz - powiedział pan Jerzy
- CO! A czemu to nie mógł być Oskar?
- Bo chcę przywrócić twoją wiarę we mnie.
- Jak to w pana? - zapytałem zdziwiony.
- To już moja tajemnica.
         Po zapoznaniu się z innymi elfami zabrałem się więc do pracy. Na początku zacząłem przyszywać guziki do pluszaków, a następnie zamontowałem koła w samochodzikach. Tak bardzo mi się to spodobało, że straciłem rachubę czasu i nawet nie wiedziałem, kiedy minął 23 grudnia. Wtem w drzwiach ujrzałem samego Gwiazdora.
         Byłem w szoku, ponieważ w niego nie wierzyłam, a tu nagle się on pojawił.
- Mikołaj musisz już wracać do domu. Wszyscy na ciebie czekają.
- No dobrze.
Ruszyłem w stronę drzwi. Gdy przez nie wyszedłem, zobaczyłem całą moją rodzinę przy stole wigilijnym czekającą tylko na mnie. Gdy mnie zobaczyli, uśmiechnęli się i zawołali mnie do stołu.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Mama pobiegła zobaczyć, kto za nimi czeka. Usłyszeliśmy witanie się oraz składanie życzeń.
Po pewnej chwili tajemnicza osoba weszła do salonu i wtedy doznałem szoku. Stał tam pan Jerzy. Mrugnął do mnie na znak tego, że tylko ja wiem o tym, co wydarzyło się parę dni temu.