Planeta Szkoła Mrocza
 

 
Antonina Wojtczak
„Magia świąt”

     Był piękny wigilijny poranek. Zimny wiatr rozwiewał jasne włosy Marysi, a chłodne powietrze rumieniło jej blade policzki. Dziewczynka radośnie skakała w śniegu, nucąc swoją ulubioną piosenkę. Nagle do głowy przyszedł jej pomysł. Postanowiła ulepić w śniegu bałwana. Lecz nie miał być to zwykły bałwan, tylko śniegowy piesek. Rzeźba jej nieżyjącego już szczeniaka. Wabił się Nico. Marysia bardzo przeżywała jego odejście i lepiąc go w śniegu, chciała przypomnieć sobie najpiękniejsze chwile spędzone z nim.
    Kilka godzin później śniegowy Nico był już skończony. Dziewczynka bardzo się starała, aby każdy element był bardzo dokładny i leżał na swoim miejscu, dzięki czemu efekt końcowy wyglądał zadziwiająco realistycznie.
- Marysiu, chodź do mnie, proszę!- usłyszała nagle ośmiolatka. Głos należał do jej mamy i dobiegał z otwartego okna.
- Już idę, mamusiu!- odpowiedziała dziewczynka, po czym ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Gdy już miała chwycić za klamkę, jej uwagę przykuło charakterystyczne szczekanie. Odwróciła się w stronę swojego śniegowego dzieła, lecz na jego miejscu już nic nie było.
- Nico! - krzyknęła zszokowana, rozglądając się wokoło. Niespodziewanie na jej krzyk odpowiedziało radosne podszczekiwanie. Dziewczynka spojrzała w dół, jej oczom ukazała się rzeźba. Lecz nie taka, jaką stworzyła. Jej śniegowy Nico ożył! Radośnie podskakiwał i kręcił się w kółko. Marysia oniemiała. Ten „pies” zachowywał się identycznie jak jej nieżyjący już szczeniak. To nie mogło być możliwe. Jakim cudem w śnieg zostało tchnięte życie? Dziewczyna kucnęła tuż przed swoim nowym towarzyszem, po czym wzięła go na ręce. Jednak w odpowiedzi dostała tylko głośny pisk. Rękawiczki, które mała na rękach, ogrzewały kończyny szczeniaka, co doprowadzało do ich topnienia. Pies jednak nie przejął się tym zbytnio, po czym ruszył w stronę furtki. Dziewczynka posłusznie ruszyła wraz z nim. Sama nie wiedziała, dlaczego to robiła. Po prostu czuła, że to stworzenie musi mieć coś więcej do przekazania.
    Parę minut później znaleźli się przecznicę dalej. Oczom Marysi ukazał się zniszczony bałwan. Dziewczyna od razu zrozumiała, co na celu miał jej towarzysz. Najwidoczniej chciał, aby naprawiła śniegową postać. Nie było przy tym dużo pracy. Wystarczyło ulepić nową głowę i przyczepić kamyki. Już po paru minutach Marysia skończyła swoje dzieło. Nico radośnie szczekał, biegając wokół dziewczynki. Nagle płatki śniegu zaczęły wirować, a bałwan nabierał nowej formy. Ostatecznie przed dziewczynką stanął niewysoki chłopak. Znowu to samo! Rzeźba nabrała żywej formy!  
- Cześć! – powiedział spokojnie nieznajomy.
- H… hej – odparła Marysia z zakłopotaniem, malującym się na twarzy. Jednak Nico wyraźnie dawał znać, że zna tego chłopca, szczekając i merdając ogonem.
- Nico! Uspokój się, proszę – roześmiał się młodzieniec, po czym spojrzał na dziewczynkę.
- Ty pewnie jesteś Marysia? Miło mi bardzo cię poznać. Mam na imię Franek. Nie musisz się mnie bać. Jestem śniegowym duchem i nie mam wobec ciebie złych zamiarów – powiedział.       Dziewczyna wyraźnie się uspokoiła. Chłopak wyjął do niej dłoń, uśmiechając się niesfornie. Uwagę Marysi przykuły jego urocze dołeczki w kącikach ust i dość duża blizna na oku. Odwzajemniła uścisk dłoni, myśląc, że jest to zwykły gest przywitania. Jednak gdy tylko to zrobiła, śnieg znajdujący się wokół nich zaczął wirować, zupełnie rozmazując pole widoczności. Po paru sekundach opadł, lecz nie znajdowali się już na znajomym jej terenie. To miejsce było „inne”. Wszędzie leżał śnieg.
- A niech cię! – krzyknął zdenerwowany Franek.
- Coś się stało? – spytała dziewczyna, lecz w odpowiedzi dostała tylko cichy pomruk. Chłopak ewidentnie czymś się martwił. Jednak postanowił, że oprowadzi dziewczynę po tym świecie. Było to miejsce nieistniejące naprawdę. Każdy żywy człowiek widział je inaczej, ponieważ istniało tylko w jego głowie. Wszystkie miały też swoich szefów i kilku innych pracowników. Pracownicy mieli możliwość przenoszenia się do prawdziwego życia, lecz wracali, gdy tylko szef ich potrzebował. Z natury miał być to świat dostępny wyłącznie dla ludzkiej wyobraźni. Żaden człowiek nie miał tam wstępu. Lecz gdy Franek chciał podać dziewczynce dłoń, przypadkiem przeniósł ich do tego miejsca. Do jej własnej wyobraźni. Nie wiedział jednak, czy będzie ona mogła z niej wyjść.
Parę minut później Marysia znała już całą historię tego miejsca. Poznała też wszystkie budynki znajdujące się tam. Oprócz jednego. Był to gmach szefa.
- Musimy tam iść – powiedział chłopak.
- Nie mamy wyjścia. Inaczej nie dowiemy się, czy dasz radę opuścić ten świat – dodał. Dziewczynka nie ukrywała swoich obaw. Chciała wrócić do domu, ponieważ tego dnia była Wigilia. Lecz bała się konfrontacji z przywódcą jej wyobraźni. A co, jeśli jej nie polubi? A co, jeśli nie pomoże jej wrócić do jej miasta?
    Głowę Marysi wypełniały rozmaite myśli. Nawet nie zauważyła, kiedy znaleźli się przed budynkiem szefa tego miejsca. Franek nadusił na przycisk znajdujący się tuż obok drzwi, po czym rozległa się donośna melodia. Była to ulubiona kolęda ośmiolatki. Nagle w progu stanęła niewysoka, śniegowa kobieta. Wyglądała bardzo podobnie do Marysi.
- Witaj Franku! – rzekła, po czym spojrzała na dziewczynkę.
- Marysia?
- Tak. Bardzo przepraszam, że ją tu sprowadziłem. To było przypadkiem. Nie wiem jak to się wydarzyło! – wymamrotał chłopak.
- Nic się nie stało. Lecz jednak wypadałoby się przedstawić. Nie muszę podawać swego imienia, jeśli powiem, że jestem starszą tobą, Marysiu – powiedziała spokojnie kobieta. Dla dziewczynki nie było to dużym zaskoczeniem. Tak wiele już przeżyła tego dnia, że jedyną reakcją mogła być tylko radość.
Rozmowę przerwało donośne szczekanie Nico. Dał on wyraźnie znać, że coś się dzieje. Dorosła Marysia wyjęła z kieszeni jakieś urządzenie.
- O nie! – krzyknęła.
- Kiedy Franek przeniósł was do tego świata, zniszczył nasze magiczne lampki. Miały one za zadanie utrzymywać tu śnieg, a teraz, gdy są zniszczone, śnieg topnieje! Jeśli tak dalej pójdzie, stopniejemy również my!
- Co?! – krzyknął przerażony chłopak.
- Ja nie chciałem! Ja tak bardzo nie chciałem!
- Wiem Franku. Lecz teraz ważniejsze jest to jak to naprawimy.
- Mam pomysł! – przerwała im dziewczynka.
- Wystarczy, że wrócę do mojego świata. Przyniosę stamtąd lampki! Mam ich bardzo wiele w domu. Mama zawsze powtarza, że im więcej tym lepiej. Zabiorę ze sobą Nico, a kiedy zdobędę lampki, on przeniesie nas tutaj!
- To bardzo dobry pomysł! – odpowiedziała kobieta, po czym podała dłoń Marysi.
- Chwyć mnie za rękę, a wrócicie do twojego miasta – wytłumaczyła. Dziewczynka bez wahania uczyniła to, co jej kazano, i w mgnieniu oka znalazła się przed progiem swojego domu. Nico stał tuż przy jej nodze. Marysia kazała mu tam zostać. Nie chciała, aby stopniał.
Gdy tylko dziewczynka weszła na korytarz, poczuła piękny zapach pieczeni. Była pewna, że mama bardzo przejęła się jej nieobecnością.
- Już jestem! – krzyknęła.
- Nie śpieszyło ci się! Nawet nie wiesz, jak się martwiłam! – odpowiedziała kobieta.
- Później ci wszystko opowiem. Teraz pilnie potrzebuję lampek!
- Oj, kochanie, przykro mi, ale wszystkimi ozdobiłam dom, gdy ciebie nie było. Nie miałam pojęcia, że będą ci potrzebne.
- Co?! Ale nie możesz jakichś zdjąć?! To bardzo ważne!
- Mogłabym. Lecz spójrz jak tu teraz pięknie! Szkoda tego marnować kochana.
- No mamo!
- Nie ma żadnych ale – odpowiedziała kobieta i tymi słowami zakończyła dyskusję. Marysia wiedziała, że jeśli jej mama tak odpowiedziała, to nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy. Pobiegła do swojego pokoju i schowała twarz w poduszkę. To był już koniec. Nie miała jak uratować Franka, Nico ani starszej siebie. Cały ten świąteczny świat miał legnąć w gruzach, a ona nic nie mogła z tym zrobić. Nie chciała jeszcze jednak odsyłać psa z powrotem. Czuła, że to nie może być jeszcze koniec.
Minęło kilka godzin, a Marysia ciągle nie wiedziała co zrobić. Siedziała przy nakrytym stole, gdy nagle usłyszała drapanie do drzwi wejściowych. To musiał być Nico! Dziewczynka szybko wybiegła na dwór, a jej oczom ukazał się topniejący szczeniak. Jakim cudem to się działo?! Przecież był w tym prawdziwym świecie! Tutaj było zimno! Dlaczego on topniał?! W duszy ośmiolatki zaczęła się panika. Zostało tak mało czasu! Nie było innego wyjścia. Oderwała pierwsze lepsze lampki i kazała psu przenieść ją do świątecznego świata.
Parę sekund później byli już na miejscu. Wszystko topniało, a szefowa miasta chodziła w kółko. Ciągle poprawiała topniejącą na jej głowie czapkę. Marysia podbiegła do niej i wręczyła jej lampki. Niestety, właśnie wtedy kobiecie zaczęły topnieć dłonie.
- Biegnij do mojego budynku! Na pierwszym piętrze znajdują się ogromne czerwone drzwi. Przejdź przez nie, a zobaczysz niewielką maszynę. Jeden koniec lampek przymocuj do niej, a drugi podłącz do prądu. Tylko szybko! – poinstruowała Marysię szefowa. Dziewczynka zgodnie z jej poleceniem ruszyła do ceglanego gmachu. Wbiegła po pozłacanych schodach na piętro i weszła do pomieszczenia, które jej wskazano. Zobaczyła kilka drewnianych regałów i pusty stolik na środku pokoju. Tylko gdzie była ta maszyna?! Na półkach głównie leżały książki. Jedynie na jednej znajdowały się narzędzia. To właśnie tę półkę musiała przeszukać. Jej uwagę przykuło zielone pudło. Postanowiła je otworzyć. Tak! To była ta maszyna! Marysia szybko położyła ją na stoliku i podłączyła do niej lampki. Nagle poczuła narastający chłód. Udało się!
Po kilku minutach cały świat wyglądał jak dawniej. Nico radośnie skakał w śniegu, Franek z Marysią żartobliwie się przekomarzali, a szefowa patrzyła na nich z czułością.
- Marysiu, muszę ci coś powiedzieć – rzekła.
- Po pierwsze, to bardzo chciałam ci podziękować. Gdyby nie ty, wszyscy byśmy już stopnieli. A po drugie, zauważyłam, że bardzo zżyliście się z Frankiem. Znacie się tak krótko, a zachowujecie się jak starzy przyjaciele! Może bym zmieniła Franka w człowieka, a Nico w prawdziwego psa? Co wy na to?
Wszyscy oniemieli. Na twarzach dzieci ukazały się szczere uśmiechy. Kobieta od razu uznała je za potwierdzenie jej słów i w ciągu paru sekund zrobiła tak jak zapowiedziała. Nagle przyjaciele znaleźli się przed domem Marysi i nie mieli nawet jak podziękować szefowej.
Dziewczynka, ciągnąc Franka za rękę, wbiegła do domu. Chciała jak najszybciej przedstawić go swojej mamie i opowiedzieć jej całą historię. Kobieta nie chciała wierzyć cieciom. W końcu to byłoby głupie. Lecz gdy tylko zobaczyła żywego Nico, zrozumiała, że nie kłamią. Zaproponowała nawet, aby Franek z nimi zamieszkał.
Ta Wigilia była najpiękniejszym dniem, jaki Marysia zapamiętała przez całe swoje życie. Nigdy nie zapomniała o świątecznej krainie i mimo tego, że robiła się coraz starsza, nigdy nie przestała wierzyć w magię świąt.