Martyna Najdowska
"Świat zmienia się z wiekiem"
Nazywam się
Helena Wójcik, mam 36
lat. Mieszkam w naszym wielkim domu z mężem i córką , pracuję
jako historyk .
Kilka dni temu poprosiłam dzieci, aby przyniosły jakieś
ciekawe przedmioty, które znalazły w domu swoim lub swoich
bliskich. Nie mogłam doczekać się tego dnia.
Był to jedyny dzień, w którym ponownie mogłam poczuć, jak
to wyglądało za czasów mojej młodości.
Właśnie zmierzam do pracy. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam
na pracę. Właśnie dlatego uwielbiam mój zawód. Pełen
zadziwiających przygód i dni.
- Dzień dobry kochani! Zaprezentujcie proszę swojemu koleżeństwu
znaleziska z waszych domów.
- A z bloków również mogą być? - zapytał nasz klasowy
śmieszek Heniu.
- Pewnie, że mogą być, Heniu.
Pierwsza zaprezentowała piękny, stary zegar Julka.
- Proszę, cóż to za piękny zabytek? – zapytałam.
- Oto piękny, drewniany zegar z kukułką, wykonany przez
mojego dziadka w 1932 roku, pod okiem najlepszego stolarza w
mieście.
- Ciekawie opowiedziałaś o tym zegarze. Dziękuję,
zapraszam następną osobę.
Następnie przy moim biurku
znalazł się Janek z bardzo ciekawie wyglądającym przedmiotem,
który od razu przykuł moją uwagę.
- Ja przyniosłem jakiś rupieć ze strychu. Nie jest to ani
zegarek, ani jakiś zaklinacz duchów, krótko mówiąc, nie umiem
opowiedzieć o tym przedmiocie.
- Dobrze. Janku, czy mogłabym zabrać ten “wynalazek” do siebie?
Jutro ci go oddam.
- A niech pani bierze, mi i tak się to nie przyda.
- Dziękuję bardzo.
Reszta uczniów nie pofatygowała się, aby cokolwiek przynieść.
Wróciłam do domu, nie mogąc
oderwać myśli od tego interesującego “wylazku”. Zaparzyłam sobie
kawę i zaczęłam identyfikację.
Kształtem podobny był do podręcznego zegarka, posiadał złoty
wisiorek jako ozdobnik. Miał złote zdobienia przedstawiające
kwiaty, liście i inne dziwne zawijasy.
Niestety, kiedy postanowiłam otworzyć wspomniany wcześniej
przedmiot – zagadkę, stało się coś bardzo dziwnego. Zakręciło mi
się w głowie i wydawało mi się, jakbym na chwilę zasnęła. Po
kilku minutach ocknęłam się i wszystko zdawało się być jakieś
inne. Zaczęłam patrzeć inaczej na świat i na rzeczy mnie
otaczające. Wyglądało to mniej więcej, jak gdybym zamieniła się
rozumem z moją córeczką. Wszystko stało się inne, mój ulubiony
sok pomarańczowy nagle stał się dla mnie niedobry. Smakowała mi
jedynie woda z kranu, bo butelkowana była zbyt chemiczna.
Postanowiłam zjeść moją ulubioną sałatkę, która była moim
jedynym ulubionym przysmakiem, lecz się przeliczyłam. Gdy
spojrzałam na sałatę, od razu miałam to samo uczucie obrzydzenia
i odrzucenia, lecz jak to kultura wyniesiona z domu wskazywała,
jeżeli nam coś nie smakowało, mieliśmy odłożyć tę rzecz.
Spojrzałam przez okno i
zobaczyłam dwie dziewczynki, które grały w klasy. Momentalnie
wybiegłam w miejsce, w którym przebywały dziewczyny.
- Cześć, mogę się z wami pobawić? Proszę! - zapytałam.
- Em…, dzień dobry? - popatrzyły na mnie ze zdziwieniem. -
Jeżeli pani chce, to zapraszamy.
Po kilku minutach zdałam sobie
sprawę z tego, co ja właściwie robię. Przeprosiłam dziewczyny za
swoje zachowanie i poszłam do domu. Wtedy przypomniało mi się,
iż w każdym wieku jest się mentalnym dzieckiem, bez
żadnych wad. Jednakże z wiekiem jest nam tęskno do swoich
młodzieńczych lat. Myślę, że mój dzień będzie idealnym
przykładem na ten oto przypadek. Będę tęsknić za tym
dniem.