Oliwier
Mróz
„Wigilijna przygoda”
Był piękny, zimowy dzień. Śnieg delikatnie prószył, a
mroźne powietrze i szadź osadzona na drzewach sprawiała
wrażenie, że znajduję się w jakimś bajkowym świecie. Szedłem
powoli, jakbym bał się, że się obudzę i wszystko po prostu
zniknie.
Idąc tak dalej,
zobaczyłem w oddali jakieś zwierzę leżące na śniegu. Kiedy
podszedłem bliżej, okazało się, że to sarenka, która wpadła w
sidła zastawione przez jakiegoś kłusownika. Najgorsze było to,
że obok niej stała mała sarenka, a w sidłach uwięziona to była
jej matka. Obie spojrzały na mnie przerażonym wzrokiem.
Pomyślałem sobie, jak można być tak okrutnym w stosunku do
zwierząt!
- Spokojnie, nie bójcie się!- powiedziałem - postaram się wam
pomóc.
Wziąłem się za szukanie jakiegoś kija czy czegoś
podobnego, aby uwolnić zwierzę. Szczerze powiedziawszy, miałem
wątpliwości, czy mi się to uda, ale wiedziałem, że się nie
poddam, dopóki jej nie uwolnię. Szczególnie dzisiaj, gdy mamy
Wigilię i wszyscy powinni być szczęśliwi. Niestety, moje wysiłki
na nic się zdały. Na szczęście zobaczyłem, że ktoś idzie drogą.
- Halo, przepraszam! Czy może mi pan pomóc? – zawołałem.
- Co się stało?- zapytał nieznajomy.
- Ktoś zastawił pułapkę i biedna sarenka w nią wpadła, a sam,
niestety, nie dam rady jej uwolnić – wyjaśniłem ze smutkiem.
- Dobrze, chodź, razem damy radę - powiedział nieznajomy.
Wspólnymi siłami udało nam się uwolnić sarenkę, która wraz z
młodą sarenką szybko uciekły w głąb lasu. Podziękowałem panu za
okazaną pomoc, życząc zdrowych i wesołych świąt i już chciałem
iść dalej, gdy zobaczyłem smutek na jego twarzy. Wtedy coś mnie
tknęło i zadałem pytanie:
- Czy ma pan z kim spędzić Wigilię?
- Niestety nie, moja żona zmarła w zeszłym roku, a dzieci
mieszkają za granicą. To będą dla mnie bardzo smutne święta -
wyjaśnił ze łzami w oczach.
Wtedy wiedziałem, że nie mogę jego tak zostawić.
- Może zechce pan spędzić Wigilię z moją rodziną? -
zaproponowałem.
- Jeżeli to nie będzie problem, to z chęcią!- odpowiedział.
- Nie, na pewno nie - powiedziałem szybko.
- Jestem Oliwier – przedstawiłem się.
- Henryk – odpowiedział nieznajomy.
Razem ruszyliśmy w drogę do mojego domu. Pan Henryk
opowiedział mi o swoim życiu i było widać, że zrobiło mu się
lżej na sercu. Kiedy dotarliśmy do domu i mama nas zobaczyła,
nie musiałem nic wyjaśniać. W naszym domu zawsze jest
przygotowane miejsce dla niespodziewanego gościa, a w tym roku
to ja go przyprowadziłem. Mama tylko się uśmiechnęła i
poprosiła, abyśmy poszli do łazienki umyć ręce, bo za chwilę
siadamy do kolacji, gdyż na niebie już dobrze widoczna była
pierwsza gwiazdka. Po kolacji przystąpiliśmy jak zwykle do
śpiewania kolęd. Okazało się, że pan Henryk ma wspaniały głos i
zachwyceni słuchaliśmy kolęd w jego wykonaniu. Na twarzy naszego
gościa widać było uśmiech i szczęście, że w tak ważnym dniu nie
musi być sam. Oczywiście były też prezenty, bo przecież co to za
Wigilia bez prezentów! Nawet pan Henryk otrzymał mały
drobiazg. Jednak jak stwierdził, otrzymał dzisiaj
najpiękniejszy prezent jaki mógł sobie tylko wymarzyć, a była to
ludzka życzliwość i wrażliwość.
Wigilia to szczególny
dzień w roku, kiedy nikt nie powinien być obojętny na czyjąś
krzywdę i nikt nie powinien tego dnia być sam. Pomagając komuś,
pomagamy tak naprawdę sobie, bo nasze czyny świadczą o nas
samych. To była dla mnie wyjątkowa Wigilia, gdyż udało mi się
pomóc zarówno sarence, jak i panu Henrykowi. Wiem, że dobro,
które dajemy komuś kiedyś do nas wróci.