Oskar Rosha
“Wieczerza wigilijna”
Pewnego,
wigilijnego wieczoru, gdy zabłysła pierwsza gwiazda na niebie,
zaczęliśmy świętować. Ja zagrałem na flecie “Lulajże, Jezuniu”,
potem dzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do wieczerzy. W
trakcie jedzenia usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Mama poszła
otworzyć i drzwiach stał bezdomny. Mama go wpuściła, a my
przyjęliśmy go z otwartymi sercami.
Po kolacji zaczęliśmy śpiewać kolędy.
Bezdomny zaczął opowiadać swoje historie.
- Gdy byłem mały, ten wieczór spędzałem wspólnie z rodziną,
potem umarli, a ja trafiłem do domu dziecka. Gdy dorosłem
zostałem sam, nie mam żadnego wykształcenia, pracy, mieszkania i
rodziny. Teraz tułam się po ulicach. -mówił bezdomny.
Zapytałem:
- Nie masz żadnej cioci lub wuja?
- Mam, ale zapomnieli o mnie. Nie jestem im potrzebny…-
odpowiedział bezdomny.
- To dlaczego nie próbowałeś z nimi rozmawiać? Jestem pewien, że
chętnie by cię do siebie przyjęli. – odpowiedziałem.
Bezdomny odparł:
- Nie wiem, boję się z nimi rozmawiać.
Mama postanowiła mu pomóc. Wzięła książkę telefoniczną i
poszukała numer telefonu do jego bliskich. Znalazła i dała mu
telefon, aby zadzwonił.
Okazało się, że jego rodzina szukała go, ale nie udało jej się
go znaleźć. Byli zadowoleni, że sam ich odnalazł i tego samego
wieczoru przyjechali po niego.
- Dziękuję wam bardzo za pomoc. Dobrzy z was ludzie. - pożegnał
się bezdomny
- Do widzenia, odwiedź nas kiedyś! - pożegnałem się z nim.
Cała historia zakończyła się szczęśliwie. Ta noc zostanie w moim
sercu na zawsze. Przy tej kolacji nauczyłem się, że nie każdy
bezdomny wybiera takie życie dobrowolnie. Kolacja wigilijna
okazała się magiczna także dla mojej rodziny.