Planeta Szkoła Mrocza
 

 
 
Marcelina Jeszke
Moje wymarzone Święta”

  Cześć, jestem Marcela i chciałabym opowiedzieć wam co nieco o mojej zeszłorocznej Wigilii.
   W wigilijny poranek wstałam bardzo wcześnie, szybko się ubrałam i od razu zaczęłam się czymś zajmować. Na początku razem z moją rodziną ubierałam choinkę. Zawiesiliśmy kolorowe lampki, łańcuchy choinkowe i piękne bombki. Wszystkie bombki były inne. Niektóre duże, inne bardzo błyszczące, brokatowe, miały różne kształty i kolory. Potem przyszedł czas na włosy anielskie, a na samym końcu oczywiście czubek. Choinka wyglądała ślicznie, była cała kolorowa i błyszcząca.
Po ubraniu choinki trzeba było zająć się innymi ważnymi sprawami.
- Mogłabyś nakryć stół do kolacji? - spytała mnie mama.
- Już się tym zajmuję. - odpowiedziałam bez wahania.
Szybko wyciągnęłam świąteczny obrus z szafki i rozłożyłam go na stole w salonie. Wyciągnęłam też talerze, szklanki, serwetki, sztućce i to wszystko wylądowało na stole, oczywiście musiałam dodać coś od siebie i na środek postawiłam świecznik.
- Pięknie to wygląda. - pochwaliła mnie mama.
- Dziękuję, pamiętałam nawet o miejscu dla niespodziewanego gościa. - odparłam
- Właśnie widzę i cieszę się, że pamiętałaś o naszej corocznej tradycji - ucieszyła się mama
- No dobrze, to co teraz mogę zrobić? - spytałam, bo nie chciałam siedzieć w miejscu, tylko pomagać w przygotowaniach.
- Możesz mi pomóc robić pierogi.
Ucieszyłam się, ponieważ uwielbiam pierogi i chętnie zabrałam się do pracy.
   Minęło trochę czasu, wszystkie potrawy były gotowe i podane na stole, a ja i moja rodzina siadaliśmy do kolacji. Byliśmy ubrani elegancko i odświętnie. Zanim zaczęliśmy jeść, mama przeczytała fragment Ewangelii, podziękowaliśmy Panu Bogu za to, co było na stole, modląc się, podzieliliśmy się opłatkiem, składając sobie najserdeczniejsze życzenia, i zaczęliśmy jeść. Kiedy skończyliśmy, przyszedł czas na otwieranie prezentów, których było mnóstwo.
 Razem z moją siostrą Lusią dostałyśmy wspólny prezent, z którego bardzo się ucieszyłyśmy, bo była to nowa gra. Lusia dostała zabawki, a ja coś, o czym od dawna marzyłam. Dostałam grę, w której chodziło o to, że przesuwając sztućce znajdujące się na planszy, trzeba doprowadzić ruchomego karalucha do swojego korytka. Kiedy zobaczyłam na własne oczy tę grę, popłakałam się ze szczęścia, zaczęłam kręcić się w kółko i skakać z wielkiej radości
Właśnie wtedy ten magiczny wieczór stał się najlepszym w moim życiu. Mama dodatkowo zażartowała, że nigdy jeszcze nie widziała, żeby ktoś tak bardzo się cieszył z karalucha w swoim domu.
  Tak właśnie wyglądała moja wymarzona Wigilia, która na pewno na długo utkwi w mojej pamięci.