Obudziłem się wcześnie rano, spojrzałem na kalendarz adwentowy.
Była data 23 grudnia.
- Hura – pomyślałem, za chwilkę święta.
Jak co roku po śniadaniu wybraliśmy się z tatą na pobliski staw,
aby złowić wigilijnego karpia.
- Ruszamy na łowy - oznajmiłem tacie, który się uśmiechnął i
odpowiedział:
- Zabierz wędki oraz kanapki i ruszamy.
Po kilku chwilach byliśmy nad wodą. Czas
płynął, a karpi jak nie widać, tak nie widać, zabrałem się za
kanapki.
Nagle zaczęło coś się dziać z moim spławikiem. Krzyknąłem:
- Mam branie!
Podbiegł tata i powiedział:
- Dasz radę.
Pomyślałem, że to będzie ciężka walka z rybą,
a tu nagle z wody wyciągnąłem na wędce maleńką, żółtą rybkę.
Zrobiło mi się smutno, że to nie ogromne karpisko, tata to
zauważył i powiedział:
- Nie masz co się smucić, to na pewno złota rybka.
- Oj, tatusiu, nie żartuj sobie - a tu nagle rybka mi przerywa:
- Wypuście mnie, a spełnię wasze jedno życzenie.
Ze zdziwienia nie mogliśmy wypowiedzieć ani
jednego słowa.
- Wypuście mnie - powtórzyła rybka.
Przyszło mi do głowy tylko jedno życzenie, więc je
wypowiedziałem:
- Chciałbym, aby ta Wigilia była wyjątkowa!
Po wypowiedzeniu życzenia wypuściłem rybkę na wolność,
usłyszeliśmy jeszcze jedno słowo “dziękuję”.
Nawet nie zauważyliśmy, że
zaczęło się robić ciemno, więc pobiegliśmy do domu, by
opowiedzieć mamie, co się wydarzyło. Mama chyba nam nie
uwierzyła, bo się zaśmiała i powiedziała:
- Oj wy moi rybacy, kolacja, mycie i do spania.
Nastał nowy dzień - Wigilia.
Kiedy wstałem, zobaczyłem,
że pada gęsty śnieg i na podwórku są dekoracje, których nawet
nie mieliśmy w domu. Zszedłem na dół i zobaczyłem choinkę, która
nie była w ogóle przez nas kupiona - w pełni ubrana w kolorowe
bombki, łańcuchy i światełka. A stół - po prostu cudo.
Był na nim chyba dwumetrowy, piękny karp. Na
środku stołu Jezusek w żłobie, wokół dekoracje: pasterze,
bydlęta, królowie, aniołowie i jeszcze Maryja i Józef, a wokół
dużo świeczek.
Tak bardzo mnie
ucieszyły dekoracje, że zapomniałem o prezentach, ale jak
pamiętam, były duże. Tak długo na to patrzyłem, że aż mama mnie
zawołała, abym pomógł jej w kuchni.
Pierwszą potrawą, którą robiłem, była
sałatka z ziemniakami, marchewkami, ogórkami i oczywiście z
jajkiem, ale nie jestem mistrzem w gotowaniu. Długo to robiłem,
aż do wieczora.
Wieczorem przyjechali goście:
moje kuzynostwo, ciocie i wujkowie. Kiedy usiedliśmy przy stole,
Dominik (kuzyn), który ma długie blond włosy, chciał wziąć
troszkę sałatki, dotknął włosami świeczki. Włosy stanęły w
ogniu, szybko uciekł do łazienki, śmiechu przy stole było co
niemiara.
Nagle ktoś zapukał do drzwi, więc mama
poszła zobaczyć, kto to. To był ten “tajemniczy przybysz”, który
jak się okazało, miał na imię Tomasz, Został mile powitany i
ugoszczony.
Po kolacji wigilijnej był czas na prezenty. Kiedy patrzyłem na
nie, zobaczyłem niebiesko-zielony pakunek, na którym było imię
“Tomasz”.
Kiedy Tomek otworzył
prezent, naszym oczom ukazało się akwarium z małą, żółtą rybką,
która mi coś przypominała.
Po kolacji Tomasz
podziękował za gościnę i się pożegnał. Kiedy odchodził,
przypomniało mi się, że ta “mała, żółta rybka” to złota rybka ze
stawu i że ona to wszystko zrobiła.
Nocą wszyscy poszliśmy na
Pasterkę. Następnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy z kuzynami
bawić się na podwórku. Pod drzwiami zobaczyłem kartkę z napisem:
“Dziękuję Wam za to, że mogłem z Wami spędzić przepiękny i miły
wigilijny wieczór.” Pod kartką było bon na zakupy do sklepu
zabawkowego.
Więc wierzcie w świąteczne cuda i
że dobro powraca!