Pewnego razu w wielkim lesie, na małej polance nagle rozległ się
pisk zwierzęcia. Poszłam w stronę hałasu. Zauważyłam odjeżdżający z
piskiem samochód. Przy drzewie leżał przywiązany starym sznurem
biedny, wychudzony piesek. Od razu do niego podbiegłam, odwiązałam
sznur i wzięłam go do koszyka na moim rowerze. Jeszcze się tam
mieścił, bo był szczeniakiem. Gdy dojechałam do miasta, szybko
ruszyłam w stronę weterynarza. Przyjął mnie bez czekania w
poczekalni. Weterynarz przepisał dla pieska jakieś leki, ale za
wizytę i medykamenty nie chciał pieniędzy. Gdy weszłam do domu,
pokazałam mamie zwierzę. Mama zgodziła się, by szczeniak został w
domu. Pojechałam po karmę. Kiedy wróciłam do domu, pies spał.
- Mamo, wiem jak nazwać szczeniaka! - zawołałam.
- No jak? - mama spytała z ciekawością.
- Szczęściarz. Bardzo podoba mi się to imię. - odparłam.
- Mi też. - powiedziała mama.
Szczęściarz właśnie się obudził w pełni życia. Chciał się bawić.
Pogłaskałam go i nałożyłam mu karmę. Moja siostra przyjechała z
przedszkola. Gdy zobaczyła Szczęściarza, prawie popłakała się z
radości.
Minął rok. Szczeniak rósł i powoli stawał się dorosłym psem.
Moja siostrzyczka bawiła się w ogrodzie, a ja fotografowałam
przyrodę. Nagle moja siostra zniknęła mi z oczu. Nie wiedziałam, co
zrobić, gdy zobaczyłam ją biegnącą prosto pod samochód. Nie
zdążyłabym jej uratować. Zauważyłam coś jeszcze, Szczęściarz
biegł w jej stronę. W ostatnim momencie pies przepchnął moją siostrę
i tym samym wpadł pod samochód. Mama wybiegła z domu i prędko
pobiegła w stronę siostry. Ja zaś w stronę Szczęściarza. Biegłam tak
szybko, jakby goniło mnie stado dzików. Niestety, piesek nie żył.
Nie mogłam w to uwierzyć. Mojej siostrze na szczęście nic się nie
stało, miała ledwo zatarcie. Było mi tak źle, smutno. Nie
wiedziałam, co ze sobą zrobić. Roniłam rzewne łzy, można powiedzieć,
że wypłakałam cały ocean łez. Teraz wiem, że Szczęściarz powinien
nazywać się Bohaterem, bo nim był i w moim sercu na zawsze nim
będzie.