Natalia
Anioł
„ Bolesna rzeczywistość”
Słońce przyjemnie przygrzewa albo (wersja dla osób bardziej czułych
na bodźce) przypala, a wiatr ,choć chłodny i ostry, tylko delikatnie
muska moje stopy. Czuję, że pod sobą mam miękki, kąpielowy ręcznik.
Koniuszkami palców u stóp dotykam drobinek piasku, zdecydowanie jest
mocno rozgrzany, gorący. Do moich uszu dociera uspokajający,
łagodny, usypiający, a wręcz hipnotyzujący dźwięk szumiącego morza.
Uwielbiam go! Poza tym słyszę też ludzi, próbujących sprzedać
gotowaną kukurydzę czy rogaliki z czekoladą. Obok mnie jakieś dwie
osoby rozmawiają o planach na popołudnie, czy zjedzą na obiad
smażoną rybę, pizzę, a może naleśniki, nie jest to najciekawsza
dyskusja, jaką słyszałam, ale na szczęście zanika wśród gwaru.
Gdzieś w oddali można dosłyszeć skrzeczące mewy, które też mają swój
niepowtarzalny urok. Czuję zapach morskiej bryzy, dominujący w
powietrzu, który odrobinę zakłócają świeżutkie gofry (tak nawet z
zamkniętymi oczami je rozpoznam). Właśnie… Chyba powinnam otworzyć
oczy… Wydaje mi się, że jestem na plaży, nad morzem… Ale co ja tutaj
robię… Może to tylko sen i kiedy otworzę oczy, wszystko się skończy…
Dobra… Moja strata… Otwieram… Raz, dwa, trzy…. Już!
Nie
wierzę. Naprawdę tu jestem. Wiatr mi nie przeszkadza, ponieważ
osłania mnie kolorowy parawan, ten, który kupiliśmy w zeszłym roku,
na wakacjach. Obok mnie stoi duża, wiklinowa torba z wodą, kremem,
okularami przeciwsłonecznymi i innymi niezbędnymi plażowymi
artykułami. Jest też przeciwsłoneczny parasol, w koniki morskie i
rozgwiazdy, straszna tandeta, ale przynajmniej daje cień, którego
tak brakuje na plaży. Wstaję. I co widzę przed sobą? Bezkresne
morze. Kiedy patrzę w wodę, zastanawiam się, czy ktoś po drugiej
stronie też stoi na plaży i nie widzi końca, kim jest, o czym myśli.
Wiele osób zażywa kąpieli, pływając na dmuchanych materacach, kołach
i innych sprzętach lub używając tylko własnej siły. Kieruję wzrok ku
górze i widzę piękny błękit nieba, zakłócony pojedynczymi, małymi,
śnieżnobiałymi obłoczkami oraz wiele latających w charakterystyczny
sposób mew. Przywracam głowę do naturalnej pozycji, a po chwili
obracam ją w bok. Tłumy ludzi. Trudno przejść do morza, ponieważ
drogę zagradzają liczne parawany, koce, parasole, zamki z piasku,
zabawki dzieci. Tak! Teraz mam stuprocentową pewność. Jestem nad
Bałtykiem, w jakiejś polskiej, wczasowej miejscowości. No dobra,
dobra…, ale ile czasu można się smażyć na słońcu. Pójdę obejrzeć
miasto, tylko muszę się ubrać, bo nie chcę opuszczać plaży w samym
stroju kąpielowym. Chwila, chwila… Nie mam żadnych innych ubrań. To
może chociaż portfel. Coś sobie kupię. Moment… Jak to? Portfela też
nie mam. Właściwie, dlaczego jestem sama? Bez rodziców, znajomych…
Coś tu jest nie tak. W tej chwili podchodzi do mnie jakaś osoba,
spoglądam na nią, tak, to Kaśka, siedzę z nią w szkolnej ławce. Chcę
się przywitać, zagadać, ale ona zaczyna mnie szturchać i w tej
chwili…
Wszystko się zmienia. Siedzę w
ostatniej ławce: obdrapanej, porysowanej, chwiejącej się, zresztą,
jak większość w tej sali. Za mną stoi masywna szafa, ale nie
drewniana, tylko z jakąś drewnopodobną okleiną i niezliczoną ilością
starszych i nowszych książek, podręczników, zeszytów ćwiczeń do
fizyki. Na ścianie po mojej prawej stronie wiszą dwie korkowe
tablice. Na pierwszej są powieszone plakaty, dotyczące fali
elektromagnetycznych, a na drugiej jakieś skomplikowane wzory
fizyczne, których nie jestem w stanie się nauczyć. Na wprost mnie
wisi zielona tablica, taka do pisania kredą. Jest podziurawiona.
Widać, że lata świetności ma dawno za sobą. Obok niej znajduje się
kolejna tablica, tym razem multimedialna. Około metr, może dwa przed
nią stoi biurko. Duże i z taką brzydką okleiną jak na szafie, a po
lewej stronie znajdują się trzy duże okna bez firan, za to z żółtymi
roletami. Do pomieszczenia, w którym jestem, wpadają oślepiające
mnie promienie słoneczne. Czuć też świeże powietrze wpadające przez
otwarte okno i jest też Kaśka, ale już nie w stroju kąpielowym, a w
zwykłym, codziennym ubraniu. Przesyła mi porozumiewawcze spojrzenie.
Nie wierzę, było tak pięknie, wakacje, a teraz… To szkoła. Czy może
być gorzej? Tak. Może.
- Gosia. Proszę, zostań na chwilę.
- Ale dlaczego? – pytam, udając, że nie wiem, o co chodzi.
- Musimy porozmawiać, wiesz dlaczego.
- Przepraszam. – próbuję uratować sytuację, ale mam marne szanse.
- To już trzeci raz w tym miesiącu. – zaczyna rozmowę nauczycielka
fizyki i na dodatek moja wychowawczyni. – Nie możesz przesypiać
lekcji. Wyobrażasz sobie, co by byłom gdyby każdy się tak
zachowywał? – mówiła dalej. Nie odpowiadam, nie wtrącam się, tylko
słucham jej monologu, wiem, jak go zakończy, tak jak zwykle.–
Dzwonię do rodziców.
***
Już po rozmowie w szkole. Teraz jest
dyskusja w domu.
- Kochanie. Tyle razy ci mówiłam, żebyś chodziła szybciej spać. –
zaczyna rozmowę mama. – Ja pracuję za granicą, często mnie nie ma, a
tata jak zaśnie po pracy, to nic i nikt go nie obudzi, a ty powinnaś
być odpowiedzialna i wiedzieć, jakie będą konsekwencje tego, co
robisz. – mówi spokojnie i z powagą.
- Masz rację. Przepraszam. Poprawię się. – obiecuję jak zwykle.
- Nie, nie, tym razem ci się nie upiecze.
- To znaczy? – pytam ze strachem w głosie.
- Twój ojciec rozmawiał ze swoim kolegą, tym, który pracuje w
schronisku. Okazuje się, że poszukują wolontariuszy i od razu
pomyśleliśmy o tobie. Co ty na to?
- Yyyyyy… - w tej chwili myślałam, jak tata mógł mi to zrobić.
- Lubisz zwierzęta, a jak wyjdziesz z nimi na spacer, pobiegasz,
nakarmisz, pobawisz się, to może w nocy nie będziesz miała siły,
żeby grać na komputerze.
- No może tak… - myślę.
- Więc zaczynasz od jutra. Jeżeli ten wolontariat nie pomoże, to
dalej będziemy się zastanawiać, co zrobić, ale na pewno tak tego nie
zostawimy. Damy radę?
- Nooooo… - niezadowolona odchodzę w stronę swojego pokoju.
Nie wiem, jak to będzie.
Na razie nie jestem przekonana do tego pomysłu, ale jeżeli rodzicom
tak zależy, to warto chociaż spróbować. Mnie też to dobrze zrobi, bo
wytrzymanie na lekcji bez zamknięcia powiek, po zarwanej nocy
graniczy z cudem, ale dzisiaj… Tylko chwilkę, parę minut, może
godzinkę albo troszeczkę dłużej sobie pogram, a od jutra z tym
kończę. Albo może od nowego tygodnia czy miesiąca …