Planeta Szkoła Mrocza
 


Paweł Majcher
"Piękno życia"

   „Czy życie jest piękne? Czy to wszystko ma jakiś sens? W dzisiejszych czasach ludzie chodzą do szkół, uczą się, następnie przechodzą do następnych klas, potem pracują, zarabiają zielone papierki, które nazywają pieniędzmi i wydają je na różnego rodzaju produkty spożywcze i przyjemności. Potem ten cykl się powtarza, aż do emerytury i śmierci. Nie ma w tym nic pięknego, tylko rutyna i powtarzalność. Najlepiej byłoby, gdybym umarł, przynajmniej nie musiałbym się męczyć! Pewnie wiele osób uzna mnie za idiotę, ale śmierci to ja się w zasadzie nie boję, bo przecież…” - zadumę Markusowi przerwała pani od polskiego.
- Markus, czy ty mnie słuchasz? Proszę odpowiedzieć na moje pytanie w tej chwili! - zdezorientowany młodzieniec rozejrzał się dzikim wzrokiem, tak jakby został wybudzony z transu i odpowiedział niepewnie.
- Przepraszam, ale się zamyśliłem. Mogłaby pani powtórzyć pytanie? - nauczycielka wyczuła w tym sarkazm i odpowiedziała ripostą.
- No oczywiście, pan jak zawsze myśli o niebieskich migdałach, gdy my przygotowujemy się do egzaminów. Czy ktoś ogarnia dzisiejszą lekcję? - nagle odezwał się czyjś głos z ławki naprzeciwko Markusa. Był to oczywiście ten sam uczeń, który często dokuczał bohaterowi.
- O mój Boże, jak można być aż takim idiotą. - po powiedzeniu tego wstał i odpowiedział na wcześniejsze pytanie zadane przez nauczycielkę.
- Na końcu każdego pytania powinien być znak zapytania.
- Bardzo dobrze Tomku, widzicie, przynajmniej ktoś z was uważa na pytania, które zadaję! - powiedziała głośno pani od polskiego. Nagle, w tej samej chwili Tomek odwrócił się w stronę Markusa.
- Jedyną przyszłość, jaką dla ciebie widzę, to McDonald ’s, tłoku. - po powiedzeniu tego, odwrócił się i słuchał dalszej wypowiedzi pani od polskiego. „Kiedy ta lekcja się kończy?” - pomyślał Markus. Gdy zadawał sobie to pytanie, usłyszał dźwięk dzwonka. Był już koniec lekcji. Wszyscy uczniowie spakowali się i wyszli z klasy.
   Bohater właśnie wracał do domu. - „Codziennie ten sam scenariusz. Wstaję rano, idę do szkoły, wysłuchuję nauczycieli, potem…” - jego myśli przerwało zderzenie się na chodniku z pewną młodą dziewczyną.
- Bardzo przepraszam, może to zabrzmi trochę dziwnie, ale się zagapiłem.
- Nic się nie stało. - odpowiedziała z uśmiechem. Nagle spojrzeli na siebie, tak jakby wcześniej się widzieli.
- Sam!?
- Markus!?
- O w mordę, ile to już lat cię nie widziałem! Myślałem, że wyjechałaś na podbój Warszawy.
- Dwa miesiące temu mnie wyrzucili z tamtejszej szkoły. Gdy usłyszeli o tym moi rodzice, to kazali mi wracać z powrotem. - powiedziała, a następnie próbowała powstrzymać się od śmiechu. - Rany, zmieniłeś się nie do poznania! Nie pamiętam, żebyś miał zaczesane włosy do tyłu.
- Ty też się sporo zmieniłaś. Ostatni raz, jak cię widziałem, to miałaś długi warkocz, a teraz…
- Eee, taaa… Przez ostanie dwa lata przeszłam sporo zmian. Ścięłam włosy na krótko i walnęłam je sobie na czerwono. W sumie to był jeden z powodów, dlaczego wyleciałam.
- Nawet ci pasują.
- O dzięki, myślałam, że powiesz coś w stylu „Co ty ze sobą zrobiłaś, wyglądasz jak ci piosenkarze z heavy metalu.”
- Nie, czemu miałbym coś takiego mówić. Przecież wiesz, że lubię mocniejszą muzykę.
- A no tak, zapomniałam - Sam się trochę zmieszała, ale szybko roześmiała się ze swojej słabej pamięci. Jeszcze chwilę ze sobą gadali, a gdy mieli już się rozchodzić, to powiedziała. - Pamiętasz jeszcze mój numer?
- Tak, a co?
- Może jutro gdzieś wyskoczymy, w końcu dwa lata się nie widzieliśmy!
- Ta, jasne, fajnie byłoby jutro gdzieś z tobą wyskoczyć.
- No to do jutra!
- To do jutra! - gdy odchodzili, Markus pomyślał. - „Co ja wyprawiam? Po co się zgodziłem? Teraz muszę z nią jutro gdzieś iść. Chociaż muszę przyznać, że fajnie się z nią rozmawiało. Ciężko mi pomyśleć, że aż dwa lata się nie widzieliśmy. Kiedyś taka grzeczna, a teraz rockowy strój i włosy farbowane na czerwono. Coś czuję, że jutro będzie długi dzień.”
  Następnego dnia, gdy Markus skończył pierwszą lekcję, usłyszał w swojej kieszeni dzwonek z telefonu. - „Nie mogę tutaj odebrać, bo jakiś nauczyciel to zobaczy i będzie kaszana.” - szybko zaczął się rozglądać i zobaczył szkolną toaletę. Bez namysłu wszedł do środka. Na szczęście była pusta. Gdy odbierał telefon, usłyszał znajomy głos.
- No to jak? Gotowy? - powiedziała Sam.
- Zwariowałaś!? Jestem jeszcze w szkole.
- Rany, do szkoły chodzisz codziennie, a z najlepszą koleżanką nie chcesz się spotkać, trochę smutne.
- No, ale jak ucieknę, to od razu się skapną, że mnie nie ma i będę mieć przerąbane.
- Jedna ucieczka to nic złego. Proszę, ten jeden raz i już więcej nie będę do ciebie wydzwaniać, gdy będziesz w szkole.
- Ehhh, no dobra, to gdzie ty jesteś?
- Świetnie, wiedziałam, że się zgodzisz. Jestem koło stacji kolejowej. Tylko proszę, nie każ mi czekać.
- Zaraz tam będę. - odpowiedział Markus obojętnym tonem.
Szybko założył plecak, a gdy nauczyciele dyżurujący nie patrzyli, wybiegł ze szkoły.
 - „No i wykrakałem. To będzie długi dzień.”
  Gdy młodzieniec szedł na miejsce spotkania, zaczął sobie powtarzać w głowie - „Przyjedźmy do Polski Markus, będzie fajnie, zobaczysz kraj mamy, poznasz nowych kolegów. Tak, jasne, ale nie wspomnieli słowem, że ci „koledzy” będą mnie wyzywać od czarnuchem z Ameryki. Eh, czasami tęsknię za Nowym Yorkiem, za Brooklynem. Dlaczego moi rodzice i rodzice Sam zgadali się, żeby zamieszkać w Polsce? Tak źle im było w USA? Poza tym mieli tyle różnych miast, a wybrali obskurną Bydgoszcz. No dobra, to chyba tutaj jest ta stacja.” – Markus rozejrzał się i zobaczył dworzec kolejowy w Bydgoszczy - „To miała być mała stacja, a nie jakiś dworzec! Świetnie, ciekawe, gdzie znajdę Sam, jak jest tutaj tyle wagonów!” – Nagle z bocznej uliczki wyskoczyła dziewczyna z czerwonymi włosami.
- Niespodzianka!
- No hej, to co teraz robimy?
- Mam odlotowy pomysł, ale musisz się zgodzić.
- No dobra, zgadzam się.
- Mam pomysł, aby wskoczyć do jadącego pociągu!
- Oszalałaś?
- Nie? A myślisz, że po co kazałam ci iść na dworzec?
- No nie wiem, może po to, żeby przejechać się pociągiem, no ale nie w ten sposób.
- O, nadjeżdża! - Zza rogu wyłonił się długi pociąg. Właśnie miał zamiar zwalniać. - Teraz jest dobry moment, wskakuj pierwszy!
- Dlaczego ja?
- Bo jesteś mężczyzną? No, ale jak nie chcesz, to możesz być babą.
- No dobra! – Markus wziął rozbieg i wskoczył do środka wagonu, chwilę po nim wskoczyła Sam. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że całemu temu zajściu przyglądał się brodaty blondyn w czapce, który raczej nie pracował na stacji.
  Markus siedział naprzeciwko Sam. Zapadła niezręczna cisza - „Może powinienem do niej zagadać, chyba tak robią ludzie, co nie? A może to ona powinna do mnie pierwsza coś powiedzieć?” - Cisza trwała jeszcze chwilę, lecz spokój zakłóciło perfekcyjne pytanie Markusa.
- To, co tam?
- A nic ciekawego, a u ciebie?
- Nic nowego. Ładna dzisiaj pogoda.
- Faktycznie. - Po tej konwersacji zapadła znowu cisza, która trwała następne dziesięć minut. Chwilę później odezwała się Sam.
- Jak tam w twojej szkole?
- Nie. no fajnie, oprócz tego, że banda rasistycznych uczniów mnie dręczy, to wszystko w porządku.
- Że co? Niech zgadnę, znaleźli sobie ofiarę, a ty się nawet nie bronisz.
- Trafiłaś w dziesiątkę. Skąd to wiedziałaś?
- Znam cię za dobrze. Byłeś z tym u dyrekcji?
- Nie, oni nic z tym nie zrobią. No, ale dobra, zmieńmy temat. Jak tam u twoich rodziców? – W tym samym momencie pociąg przejeżdżał koło parku.
- O, to chyba moment, w którym wyskakujemy. Chcesz czynić honory?
- Eee, jasne, czemu nie. Ale czy to bezpieczne?
- Nie, a co? Boisz się? - Po usłyszeniu tego Markus zmrużył oczy złowrogo i wyskoczył z jadącego pociągu, a po nim Sam.
  Gdy przechodzili przez park, Markus zapytał ponownie przyjaciółkę.
- No dobra, to na czym to stanęło. Jak tam u twoich rodziców?
- To jest trudny temat, Markus. Nie wiem, czy mogę ci o tym powiedzieć.
- Niby czemu? - Kiedy Sam miała odpowiadać, zza rogu wyszedł nieznajomy mężczyzna i powiedział z uśmiechem na twarzy.
- No proszę, kogo my tutaj mamy, Bonnie i Clyde, a może Thelma i Louise.
- Czego chcesz Robercie, śledziłeś nas? – Spytała Sam wysokiego blondyna w czapce.
- No oczywiście, martwię się osobami, które nie płacą długów od miesiąca! Chwila, a kim ty jesteś, czarnuchu? - Spytał Markusa Robert. Ten zaś odpowiedział:
- Wybacz kolego, ale nie przedstawiam się zwykle osobom, które mnie tak nazywają.
- Zatem zacznijmy od nowa - Powiedział ze śmiechem w głosie Robert – Jestem Robert, a ty?
- Will Smith. – Odparł Markus.
- Miło mi ciebie poznać. Drogi chłopcze, czy mógłbyś powiedzieć swojej dziewczynie, żeby spłaciła swój dług, bo jak nie, to… - W tym momencie Sam przerwała wypowiedź Roberta.
- Dostaniesz te swoje pieniądze! Potrzebujemy z rodziną jeszcze trochę czasu.
- Czas minął miesiąc temu Sam! Słuchaj, nie chcę nikomu robić krzywdy, ale mój szef zaczyna się niecierpliwić.
- Daj mi tydzień.
- Tydzień i chcę widzieć pieniądze - W tym samym momencie spojrzał na Markusa - No dobra, widzę, że przerwałem wam randkę, zatem chyba sobie pójdę. Do zobaczenia dzieciaki – I tak samo szybko, jak się pojawił, tak i zniknął.
- Kim był ten gość?
- Robert Dobrzański, lat trzydzieści osiem, miejscowy diler.
- Brzmiał groźnie. Co się dzieje? Tylko nie mów, że bierzesz.
- Nie, nie biorę. A to, co tu widziałeś, to nic wielkiego, moja rodzina wzięła pożyczkę od pewnego gościa. Nie przejmuj się, on tylko tak gada, ale na tym się kończy.
- Może mógłbym jakoś pomóc?
- Nie, nie trzeba. No dobra, robi się trochę późno, znasz jakieś fajne miejsca?
- Możemy iść na Wyspę Młyńską.
- No to prowadź! - Minęło trochę czasu, zanim doszli na miejsce. Był już wieczór.
- Nasi rodzice pewnie będą się martwić - powiedział Markus.
- Twoi na pewno, moi raczej nie.
- Dlaczego tak mówisz? Jak pamiętam, to byli dosyć mili. Powiesz mi wreszcie, co tu się dzieje?
- Rozwiedli się rok temu, Markus! Tata się wyprowadził i już nie utrzymuje z nami kontaktu. Potrzebowaliśmy pieniędzy, no i wtedy zjawił się Robert, miejscowy diler. Wzięliśmy pożyczkę i po 2 tygodniach ją spłaciliśmy, ale jak się okazuje, jego szefowi ta kwota się nie spodobała i wtedy zaczęli wymuszać od nas haracze.
- Jezus, nie byliście z tym na policji?
- Co? Zgłupiałeś? Policja zacznie robić dochodzenie, a wtedy już po nas.
- Hmm, a może zrobić na nich zasadzkę?
- Nie, raczej to by nie wypaliło.
- Ja tak nie sądzę. Możemy zawiadomić policję, że diler wymusza od was haracze i podać miejsce, gdzie się znajdują.
- Ale ja nie wiem, gdzie mieszka on i jego szef.
- Nie musisz. Powiesz im, że masz dla nich pieniądze i że mają przyjść po haracz.
- Tyle, że ja nie mam dla nich jeszcze tych pieniędzy.
- Nie musisz mieć, jedyne co trzeba, to zagrać chwilę na zwłokę, do czasu przyjazdu policji, oni zajmą się resztą.
- Sama nie wiem, ci ludzie są trochę nieobliczalni. Myślisz, że to się uda?
- Na pewno się uda!
  Następnego dnia, o godzinie dziewiętnastej osiemnaście, dwójka naszych bohaterów znajdowała się na posterunku policji. Siedzieli przy biurku i opowiadali wszystko ze szczegółami komendantowi.
- A zatem podsumowując, Twoja rodzina jest ofiarą jakiegoś dilera i wasza dwójka chce zrobić na niego zasadzkę, a my mamy wam w tym pomóc? - Powiedział ironicznie komendant. Nasi bohaterowie spodziewali się takiej odpowiedzi, lecz próbowali nadal przekonać policjanta.
- Dokładnie, to chcemy żebyście aresztowali dilera i jego szefa, a poza tym to wszystko dobrze Pan ujął - powiedział Markus.
- Ale macie jakieś dowody? Znacie ich imiona, nazwiska, może jakieś inicjały? Cokolwiek.
- Diler nazywa się Robert Dobrzański, a jego szefa, niestety, nie znam, lecz wiem, że jest to wysoki i łysy mężczyzna.– Samanta powiedziała wszystko, co wiedziała.
- Czy ten gość ma tatuaż smoka na szyi? - spytał  z zaciekawieniem komendant.
- Tak, ma, czy to jest coś ważnego? - powiedziała Sam.
- Nawet nie wiesz, jak ważny to szczegół! Polujemy na tego dziada od czterech lat, lecz ten pajac zawsze nam się wymyka! - powiedział gniewnie policjant, po czym dodał – A tak swoją drogą, to jak nazywa się panienka?
- Samanta Brewer proszę pana.
- Brewer? No proszę, teraz to wszystko ma jakiś sens. Od kilku dni się przyglądaliśmy waszej rodzinie, mieliśmy przez chwilę nawet wrażenie, że jesteście jednymi z nich, ale po przeanalizowaniu wszystkich dowodów i twojej wypowiedzi, muszę powiedzieć, że to wszystko skleja się w całość i faktycznie możecie być ofiarami - powiedział z pogodnym uśmiechem komendant.
- Proszę pana, spytam  jeszcze raz. Czy pomoże nam pan w tej zasadzce? - zapytał się Markus.
- To może być niebezpieczne, ci ludzie są nieobliczalni! - odparł wąsaty policjant.
- Mamy tego świadomość, lecz to jest jedyny sposób, aby się wyłonili z ukrycia- powiedział ze smutkiem w oczach Markus.
- Eh, pakujecie się w niezłe bagno dzieciaki, ale niech będzie. Zapraszam was jutro na omówienie planu – powiedział z dezaprobatą komendant.
- Dziękujemy - odparła młodzież
- Nie dziękujcie, bo nie chcę tego robić. Podesłałbym swoich ludzi, ale ci goście nie są głupi i z pewnością by się skapnęli, a dzieci nikt nie będzie podejrzewał o zasadzkę. No ale w każdym wypadku, jutro pomyślimy o tym, bo jeżeli to ma faktycznie wypalić, to musimy zaplanować wszystko co do joty. I jeszcze musimy omówić tę sprawę z waszymi rodzicami, „na pewno” będą chętni, żeby ich dzieci były przynętą na dilera i jego szefa – Po wyjściu z komisariatu Sam spytała  Markusa.
- No to ten… to co teraz robimy?
- Nie wiem, musimy czekać, masz jakieś pomysły?
- Niezbyt, a ty ziomuś?
- Też nic – zapadła niezręczna cisza, lecz po chwili odezwała się czerwonowłosa dziewczyna, która powiedziała:
- A może by tak…
- Oho, zaczyna się, tylko nie mów, że chcesz wsiąść do pociągu znowu.
- Eee, nie? Dlaczego myślałeś, że chcę powtórzyć akcję z pociągiem? Myślałam bardziej nad tym, żeby… eee no ten…
- Myślałaś nad pociągiem.
- Ta.
- A może by tak iść do wesołego miasteczka?
- A znasz tu jakieś?
- Eee… nie
- Hmm… może kino?
- Jasne, tylko na co?
- Eee, nie wiem. Jest coś ciekawego?
- Chyba nie
- Eee… to może skoczymy do mnie? - zasugerowała Sam
- Ok – odpowiedział Markus. Nasi bohaterowie przebyli około trzy kilometry, zanim doszli do przystanku autobusowego, potem jechali z piętnaście minut. Gdy dojechali na miejsce, Markusa przywitało dość zwyczajne mieszkanie. Po wejściu do środka, zobaczył zwyczajny w świecie salon i małą kuchnię.
- Jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, co nie? – powiedziała uśmiechnięta Sam, po czym dodała – Mama pewnie jest nadal w pracy, więc mamy jeszcze chwilę spokoju.
- To co robimy?
- W sumie to nie wiem… chcesz zobaczyć mój nowy pokój?
- Ta, czemu nie – Markus i Sam poszli po schodach na górne piętro. Czarnoskóry chłopiec zobaczył pokój oklejony plakatami z różnymi zespołami rockowymi, pomalowane na fioletowo ściany i o dziwo, normalnie wyglądające meble. Po chwili Markus zobaczył mały posążek słonika i zapytał się Sam
- Czy to jest ten sam posążek, o którym mi tyle mówiłaś?
- Tak, to jest ta pamiątka z wycieczki mojego taty do Afryki. Z tym czymś to jest nawet zabawna historia. Gdy mój ojciec wyjechał na zwiedzanie Afryki, pierwszego dnia kupił właśnie tę figurkę, nie miał przy sobie sporo pieniędzy, ale to, co miał, to wydał na to i na bilet z powrotem do Ameryki. Po wyjeździe na safari zgubił drogę do hotelu. Razem z mamą zapytali miejscowego szamana, ten zaś nie znał angielskiego, ale wskazał im mniej więcej tam, gdzie mieli jechać. Okazało się, że wprowadził ich w zasadzkę jakiegoś plemienia. Mój dzielny ojciec, jak to na niego przystało, pomyślał, że będą chcieli oni ukraść tę figurkę, którą on mi kupił, dlatego ukrył ją gdzieś. I w sumie, to mi nie powiedział, gdzie to ukrył, no ale nie- ważne, wiem tyle, że ukrywał to dla mnie, przez trzy dni przed plemieniem wściekłych Afrykańczyków, a następnie w nocy, razem z mamą uciekli z bambusowej klatki i pojechali na najbliższe lotnisko.
- Wow… głębokie.
- Ta, wiem. A tak serio, to mój tata kupił to gdzieś na bazarze.
- Tak coś czułem – powiedział ze śmiechem w głosie Markus. Do końca dnia nic specjalnego się już nie działo. Lecz Markusowi zaprzątały głowę pewne myśli – „A co, jeżeli historia z tą figurką była prawdziwa? A jeżeli była prawdziwa, to gdzie mógł schować tę figurkę ojciec Sam!? Chwila, chwila, czemu ja się zastanawiam nad jakąś historyjką? Ale tak czy inaczej, nie wiem, dlaczego, ale fajnie się bawiłem, chwila… czy ja właśnie czuję radość!?”
  Minęły trzy dni, od kiedy dwójka naszych bohaterów uzgodniła wszystko z komendantem. Rodzice nie mieli zbytniego wyboru i musieli się zgodzić. Markus i Sam przygotowali wszystko do zrealizowania planu. Zadzwonili na policję, podali godzinę, o której mieli się zjawić, a także skontaktowali się z Robertem. Oczywiście nie musieli długo czekać. Koło ciemnej uliczki, gdzie czekała dwójka bohaterów, przyjechał czarny samochód, a z niego wyszło dwóch mężczyzn. Jeden był w czarnym garniturze, drugim z kolei był Robert, ubrany w swój legendarny dres i czapkę z daszkiem.
- Stresuję się, Markus - wyjąknęła Sam.
- Nic się nie bój, wszystko się ułoży
 Nagle Robert z szefem podeszli do Markusa i Samanty.
- No proszę, Vincent i Jules! - powiedział jak zwykle Robert z uśmiechem na twarzy.
- Przymknij się wreszcie, niedołęgo! - odpowiedział na zaczepki wysoki mężczyzna w garniturze - Gdzie moje pieniądze?
- Są w reklamówce, w kontenerze obok - powiedział Markus, spoglądając na śmietnik obok nich.
- To może ją wyjmiecie i ładnie przyniesiecie do mnie? - powiedział z uśmiechem szyderczym mężczyzna.
- A może sam podejdziesz i sprawdzisz - odpowiedziała Sam.
- Mogę, ale chcę, abyście wy mi to dali - Nagle Robert krzyknął.
- Róbcie co każe albo zaraz tam sam podejdę i dla was to się dobrze nie skończy!
- No dobra, spokój Robercie - powiedział nieznajomy - Już tam idę. Jezus, żeby o taką głupotę robić tyle krzyku - mężczyzna podszedł do śmietnika z uśmiechem i wyjął reklamówkę. Jednakże, gdy spojrzał do środka, jego uśmiech zniknął i po chwili wyjął nóż.
- Igracie ze mną? Co to ma znaczyć!? - Nagle Robert zobaczył biegnącą w ich stronę policję.
- Szefie! To pułapka! - Nieznajomy zamachnął się gniewnie nożem i z wielką siłą cisnął go w kierunku Samanty. Markus nie myślał zbyt długo i odepchnął dziewczynę. Po chwili spojrzał w dół. W jego brzuch została wbita pięciocentymetrowa kosa.
- To oni! Łapać ich! - krzyknął policjant.
 Mężczyzna odwrócił się i zobaczył, jak stróże prawa skuwają Roberta, po tym widoku przestraszył się, wyjął szybko nóż z brzucha młodzieńca i zaczął szybko uciekać przez siatkę w ogrodzeniu.
- Markus, wytrzymaj jeszcze chwilę. Niech ktoś zadzwoni na pogotowie! -zaczęła mówić z płaczem Samanta.
- Spokojnie Sam, jest już dobrze. Wiesz co, często się zastanawiałem, czy życie jest piękne i wiesz co? - Markus zawył z bólu - Jest piękne, wcześniej tego nie widziałem, ale gdy się śmiałem i spędzałem z Tobą czas… to było „to coś”, nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłem. I myślę, że odkryłem całe piękno życia.
- Nie mów tak, idioto! Zaraz przyjedzie karetka, uratują cię - dalej próbowała przekonywać Sam.
- Jesteś najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Proszę cię o jedną rzecz Sam… nie zapomnij o mnie - wydyszał Markus, a następnie zemdlał z powodu zbytniej utraty krwi.
Karetka przyjechała dwadzieścia minut później. Markus trafił na stół operacyjny o godzinie piętnastej trzydzieści.
Podczas operacji zobaczył starszą panią stojącą w rogu, a z jej ust usłyszał słowa - A czy teraz boisz się śmierci Markus?