W końcu nadszedł ten
piękny dzień wigilijny. Taki dzień zdarza się raz w roku. Ludzie się
godzą i przebaczają sobie wszystkie błędy i złe zachowania. Jest to
magiczny czas pełen radości i przebaczenia oraz szczęścia. W dniu
Wigilii wszyscy wieczorem siadamy do stołu, aby wspólnie z rodziną
zjeść kolację oraz porozmawiać ze sobą. Podczas rozmowy ważne jest
to, aby wszyscy nawzajem się słuchali, ponieważ nie wiadomo, kiedy
następnym razem dojdzie do spotkania w tak licznym gronie. Każdemu
zależy na tym, żeby zostać wysłuchanym przez wszystkich. Wszyscy
mają wiele do opowiedzenia.
Wszystko do kolacji powinno być wyjątkowo przygotowane.
Na stole 12 potraw, które należą do naszej tradycji. Pod obruskiem
zawsze sianko. Przepięknie ozdobiona choinka. Podczas kolacji
dzielimy się opłatkiem oraz słuchamy prześlicznych kolęd. Pod
choinką znajduje się mnóstwo prezentów, które wywołują uśmiech na
twarzy, szczególnie dzieci.
Jednak w ten magiczny dzień nie było tak wesoło, jak co roku. Nie
miałam takiego uśmiechu na twarzy jak do tej pory.
Wszystko zaczęło się tak...
Mama z samego rana powiedziała do mnie:
- Idź z psem na spacer.
- Okej - odpowiedziałam.
- A czy po drodze mogłabyś zrobić trochę zakupów? Zrobię Ci listę,
co by się jeszcze przydało - zapytała mama.
- Oczywiście, że tak. Spacer i zakupy dobrze na mnie wpłyną -
oznajmiłam z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze, dziękuję ci bardzo - podziękowała mama.
Wzięłam wszystko, co potrzebne i poszłam. Na
początku spacerowałam z pieskiem po parku. Zajęło mi to około 10
minut. Następnie poprosiłam panią, czy mogłaby zająć się chwileczkę
zwierzakiem, a ja weszłam do sklepu i zrobiłam szybko zakupy.
Wróciłam do domu. Mama rozpakowała torbę z zakupami i okazało się,
że przez pośpiech zapomniałam mandarynek. Więc ponownie udałam się
do sklepu, tym razem sama. Gdy już kupiłam te mandarynki i wyszłam
ze sklepu, to postanowiłam wybrać się dłuższą drogą. Przez całą
drogę powrotną myślałam o wieczornej kolacji. Cieszyłam się, że
spędzę ten czas z całą rodziną w cieplutkim i ślicznie ozdobionym
domku. Nagle spojrzałam w prawą stronę i ujrzałam malutką
dziewczynkę. Siedziała w oknie i płakała. Rozejrzałam się i
zobaczyłam na murze budynku znak ,,Dom Dziecka''. Moje serce
zamarło. Uśmiech z mojej twarzy nagle znikł. Przez dłuższą chwilę
zastanawiałam się, co mam zrobić. Zadzwoniłam do mamy i
powiedziałam:
- Będę w domu za 30 minut.
- Dlaczego? Coś się stało? - zapytała mama.
- Nie, wszystko jest okej - odpowiedziałam.
- No, dobrze. - powiedziała mama.
Miałam więc 30 minut na przemyślenie wszystkiego tego, co
zobaczyłam. Już po 10 minutach odważyłam się wejść do środka.
Podeszła do mnie jakaś pani i zapytała:
- Czego ty tutaj szukasz, dziecko drogie?
- Przyszłam odwiedzić dzieci, aby nie było im smutno -
odpowiedziałam.
- Dobrze, chodź za mną - powiedziała pani.
Szłam więc za nią i doszłyśmy do świetlicy, w
której znajdowały się wszystkie dzieci. Było ich tam około 10.
Zrobiło mi się strasznie przykro, jak zobaczyłam, co te dzieciaki
tam mają. Na stoliku stała mała ozdobiona choinka i nie było nic
więcej. Dzieciaki te nie czuły magii Świąt. Spędzały Święta bez
swoich rodzin, w obcym towarzystwie. Nie mogłam nawet myśleć, co one
czują. Jak tylko pomyślałam o tym, co ja mam w domu, to momentalnie
spłynęły mi łzy po policzku. Wybiegłam stamtąd. Nie mogłam dłużej na
to patrzeć. Wróciłam do domu. Opowiedziałam o tym wszystkim
rodzicom. Im również serca zamarły i było im strasznie przykro.
Jednak moi rodzice wpadli na super pomysł. Nie wiedziałam, o co im
chodzi. Po chwili przedstawili mi swój pomysł. Tata miał zejść do
piwnicy po choinkę i ozdoby na nią. Mama spakowała jedzenie. Ja
miałam wziąć moją siostrę i iść z nią kupić jakieś drobne prezenciki
oraz słodycze. Każdy wykonał zadanie, jakie miał wyznaczone.
Moi rodzice poinformowali telefonicznie panią
kierownik i powiedzieli jej o swoich zamiarach. Ona nie miała nic
przeciw temu, więc od razu ruszyliśmy w drogę. Pani kierownik miała
za zadanie zabrać dzieci do jednego z pokoi, a my w tym czasie
mieliśmy wszystko przygotować. Robiliśmy wszystko według planu. Gdy
już nasz plan został zrealizowany, pani kierownik przyprowadziła
dzieci. Zobaczyłam od razu uśmiech na ich twarzy oraz łzy szczęścia.
Zrobiło mi się cieplutko na serduszku. Byłam szczęśliwa, że wraz z
moją rodziną tak drobnym gestem mogliśmy sprawić tyle radości tym
biednym dzieciakom. Podzieliliśmy się z nimi opłatkiem, złożyliśmy
sobie nawzajem życzenia oraz posłuchaliśmy kolęd. Na sam koniec
każde dziecko dostało drobny prezencik. Wszyscy byli z tego
zadowoleni i szczęśliwi.
Po około 2 godzinach byliśmy już u siebie w domu. Zaczęliśmy
przygotowywać wszystko do kolacji. Goście zaczęli się zjeżdżać.
Wszystko jak co roku. Święta były udane. Jednak ciągle myślałam o
tych dzieciakach.
Gdy już święta dobiegły końca, nasze życie
musiało wrócić do codzienności. Jednak ja wpadłam na pomysł, aby
zapisać się na wolontariat do domu dziecka. Udało mi się to
zrealizować. Dwa razy w tygodniu uczęszczałam do dzieci. Bawiłam się
z nimi, czytałam im książki, grałam z nimi w gry i robiłam z nimi
wiele innych rzeczy. Było super. Sprawiało mi to ogromną radość.
Tych Świąt nie zapomnę do końca mojego życia.
Bardzo dużo mnie one nauczyły. Zaczęłam więcej i częściej pomagać
ludziom. Sprawiało mi to bardzo dużo szczęścia. Pomoc drugiej osobie
jest niesamowitym uczuciem.
Zachęcam wszystkich do pomagania, choćby
wolontariat, a tak wiele radości sprawia zarówno nam, jak i
dzieciakom czy innym osobom, które otrzymują tę pomoc. Naprawdę
warto poświęcić trochę czasu innym. Kiedyś życie nam się tym
odwdzięczy. Złe rzeczy do ludzi wracają, ale te dobre również. Weź
to do serca.